14.06.2013

Rozdział 12

I znowu kosmiczna przerwa, ale nie możecie mieć mi tego za złe. To, że tutaj nic się nie pojawiało nie znaczy, że nie pisałam. Mam gotowych 17 rozdziałów, ale nie wiem, czy jest sens je tu wrzucać, skoro nikt nie chce tego czytać.




Trudno było opisać stres, jaki czuła blondynka idąc pierwszy raz do pracy. Nagle czuła, jakby kompletnie nic nie potrafiła. Próbowała uspokajać się, ale nawet kawa nie pomogła. Choć wcześniej zawsze działała.

Jej mama do tej pory nie odezwała się, co było bardziej niepokojącym objawem niż pojawienie się w Niemczech i próba zabrania jej z powrotem do Polski. Taylor nie wiedziała, co powinna o tym wszystkim myśleć.


Kochała to, co robiła, ale czy mogło to się stać jej sposobem na życie?

Z duszą na ramieniu przekroczyła próg szkoły. Niepewnie stawiała kroki kierując się w stronę pokoju nauczycielskiego, gdzie miała się wszystkiego dowiedzieć i dostać rozkład zajęć. Kilka głębokich wdechów i oto stała oko w oko z kadrą nauczycielską tej szkoły. Przeważały w niej młode osoby, po których było widać miłość do wykonywanej pracy.

Czy była choć trochę do nich podobna?

Uśmiechnęła się niepewnie i podeszła do kobiety, z którą kilka dni temu rozmawiała. Uważnie słuchała wszystkiego i próbowała zapamiętać każde słowo, zupełnie jakby od tego miała zależeć jej przyszłość. A potem wręczono jej rozkład zajęć. Odetchnęła widząc długie przerwy. Zumba, choć cudowna pożerała sporo energii i prowadzenie dwóch zajęć pod rząd bez porządnej przerwy nie wchodziło w grę. Na szczęście osoba odpowiedzialna za jej grafik była tego świadoma. Nieco spokojniejsza udała się do sali numer pięć, w której miała przeprowadzić swoje pierwsze zajęcia.


- Chodź ze mną.
- Chyba do reszty Ci odbiło.
- No co Ci szkodzi?
- Nie będę chodził na jakieś durne tańce.
- Jak chcesz. Więc dalej siedź sobie w tym swoim pokoju i użalaj się nad sobą.

Trzask zamykanych drzwi wyznaczył koniec rozmowy. Tom odetchnął cicho i rozsiadł się na kanapie w salonie. Słowa brata jeszcze dźwięczały mu w uszach. Czy miał rację? Odkąd wrócili z trasy nie należał do najbardziej towarzyskich osób na świecie, ale każdy ma chyba prawo do tego, by pobyć samemu.


Potrzebował tego tak samo, jak zrozumienia, którego nie mógł znaleźć w oczach Billa.

Bill wciąż był zły, gdy przekraczał próg szkoły. Miał nadzieję, że wycisk, który za chwilę dostanie pomoże mu choć na chwilę zapomnieć o Tomie i jego żałosnej tęsknocie. Owszem sam też tęsknił za przyjaciółką, ale nie chciał rezygnować z tego, co życie mu ofiarowało. Wszedł do sali, w której miały odbywać się zajęcia i cicho zamknął za sobą drzwi. Zdawał sobie sprawę, że się spóźnił. Wszystko przez tą głupią kłótnie z bratem. Zajął miejsce na samym końcu i zaczął robić to, co inni.


Taylor aż oniemiała, gdy zobaczyła, kto właśnie wślizgnął się do klasy, w której od pięciu minut prowadziła zajęcia. Los okrutnie z niej kpił zsyłając tutaj Billa. Pośród tak bogatej oferty, jaką miała ta szkoła on wybrał akurat jej zajęcia. Wątpiła, że wiedział iż ona je prowadzi, ale i tak była na niego zła. Chciała sama zdecydować, kiedy się z nimi spotka, a ten wymalowany uparciuch stawiał ją w kłopotliwej sytuacji.


Jak wybrać pomiędzy tym, co ważne a tym, co słuszne?

Zajęcia dobiegły końca. Niektóre osoby podchodziły do niej, by podziękować za mile spędzony czas i zapewnić, że pojawią się następnego dnia. Uśmiechała się delikatnie słuchając pochwał. To pozwalało jej wierzyć, że może jednak jest w czymś dobra. Niepewnie zerkała w stronę Billa, który rozmawiał w kącie z kilkoma dziewczynami. Zapewne były to fanki jego zespołu. Jeśli ludzie dowiedzą się, że on uczęszcza na te zajęcia, to będzie musiała przenieść się do auli, bo w tej sali braknie dla wszystkich miejsca. Przez chwilę wydawało jej się, że na nią spojrzał, jednak niczego nie wyczytała z jego twarzy.

Nie poznał jej.

Odetchnęła dopiero, gdy w sali zapanowała cisza. Usiadła pod ścianą i ukryła twarz w dłoniach. Sama nie wiedziała już, czego chce. Z jednej strony cieszyła się, że Czarny jej nie poznał, ale z drugiej. Czy to przypadkiem nie jest tak, jak w jej śnie? Bill miał dokładnie taki sam wyraz twarzy. Nie poznawał jej, choć przecież nie zmieniła się aż tak bardzo. Trochę urosła, inaczej układała włosy i zaczęła się malować, ale poza tym była tą samą dziewczyną, która niecałe osiem lat temu opuszczała ten kraj. Czy tak samo będzie wyglądać jej pierwsze spotkanie z nimi.


- Jak pierwszy dzień w pracy?
- Nie pytaj.

David uniósł głowę znad czytanej gazety i przyjrzał się uważniej dziewczynie. Niepokoiła go obojętność, która biła z jej twarzy i smutek, który dało się wychwycić w jej głosie.

- Powiedz, co się stało.
- Bill był na zajęciach. I nie poznał mnie.

Skuliła się na fotelu i spojrzała niepewnie na wuja, próbując za wszelką cenę powstrzymać łzy, które cisnęły się jej do oczu.


Bolało tak bardzo, że nie była w stanie tego ubrać w słowa. A mimo to wiedziała, że wróci tam i będzie udawać.

- Sądzę, że nie spodziewał się Ciebie tam zastać, więc nie zwrócił specjalnej uwagi na to, jak wyglądasz. Jestem pewien, że w przeciwnym razie by cię poznał.
- To marne pocieszenie wujku, ale dziękuję.


Bill krążył po swoim pokoju analizując wszystko jeszcze raz. Miał dziwne przeczucie, z którym walczył odkąd wrócił z zajęć w szkole tańca. Czuł dziwne wibracje, gdy wszedł do sali. Podobne do tych, które czuł na koncercie z Polsce. I ta prowadząca, która miała w sobie coś znajomego. Kilka razy zaglądał do kalendarza, by upewnić się, że nie przegapił swoich urodzin. Przecież ona miała wrócić dopiero po swoich osiemnastych urodzinach. Tak im obiecała. Czy to możliwe, że wróciła wcześniej? I dlaczego nic im nie powiedziała?


Nie chciała, by wiedzieli, czy czegoś się bała?

- Tom?
- Hmm?
- Myślę, że powinieneś pójść ze mną na kolejne zajęcia.
- Już o tym rozmawialiśmy. Nigdzie nie idę.
- Tom myślę... Myślę, że Tay wróciła.

Tom zatrzymał się i spojrzał na brata z niedowierzaniem malującym się na twarzy. Bill zawsze miał kiepskie poczucie humoru, ale ten żart był poniżej jakiegokolwiek poziomu. A jeśli nie żartował?


Jakie istniało prawdopodobieństwo, że to, przed czym chciał uciec właśnie go dogoniło?