4.10.2012

Rozdział 4


- Tay gdzieś ty wczoraj przepadła? Czekałam na ciebie, ale nie przyszłaś, więc zeszłam na dół cię popędzić. I nie uwierzysz, ale cię tam nie znalazłam. Czekam na jakieś wyjaśnienia.
Dziewczyna była naprawdę wkurzona. Uwielbiała blondynkę, choć zdawała się być zamknięta w sobie i niewiele mówiła o przeszłości. Miała nadzieję, że jeśli wykaże się cierpliwością to zyska zaufanie Taylor i przepustkę do tajemnic, które trawiły ją każdego dnia.
Blondynka bez słowa podała Kuci gazetę, która wczoraj tak nią wstrząsnęła. Otwarła na artykule o bliźniakach i kazała czytać.
- Nie bardzo rozumiem, dokąd zmierza twój tok rozumowania. Ja cię pytam o wczoraj a ty mi pokazujesz artykuł o jakimś dziwnym zespole – powiedziała ostrożnie Ania. Zaczynała sądzić, że jej koleżanka powoli dostaje świra od ciągłego zamykania się na ludzi.
- Ci dwaj – wskazała palcem na blondyna w dredach i czarnego, z fryzurą z mangi – ja ich znam. To moi przyjaciele z Niemiec. Nie mogę uwierzyć, że im się udało.
- O rety – wyszeptała tylko Ania i jeszcze raz przyjrzała się chłopakom. A potem zasypała znajomą gromem pytań odnośnie ich przyjaźni. Poczuła, że wreszcie otwarły się przed nią wrota do serca blondynki i nie zamierza zrezygnować z możliwości dowiedzenia się wszystkiego.
Spędziły całą sobotę rozmawiając o przeszłości, którą Taylor tak skrzętnie przed wszystkimi skrywała. Dopiero teraz, widząc jej przyjaciół uśmiechających się z okładki mogła odetchnąć i wyjawić komuś obawy, które ją zjadały.


Wreszcie poczuła, jak ogromny kamień spadł jej z serca. Była wolna, bo oni się spełnili. A gdy spełniali się oni spełniała się i ona. Tak działała, działa i działać będzie ich przyjaźń.

- Myślisz, że ona gdzieś tam jest? - zapytał Bill, gdy razem z bratem wracali z mini trasy do domu. George i Gustav byli już w swoich domach. Ostatnim przystankiem na liście ich busa było niewielkie Loitche, w którym wciąż stał ich rodzinny dom oraz inny, oddalony o dwa numery, który sześć lat temu zamieszkiwany był przez ich przyjaciółkę.
- Oczywiście, że tak Bill. Skąd w ogóle ten pomysł? Obiecała, że o nas nie zapomni. Ufam jej. Wróci tu po prostu musimy jeszcze poczekać.
Czarny nie odezwał się już więcej analizując słowa brata. Tom tak uparcie wierzył w powrót blondynki. Tylko, gdy zaczynali rozmawiać o niej, jego oczy skrzyły się tym blaskiem, którego od tak dawna nie oglądał na co dzień. I chciał, tak jak brat, wierzyć, że ona mimo wszystko czuwa nad nimi i bez względu na to, gdzie teraz jest pamięta.


Bo obietnice składane przyjaciołom to świętość. Nie wolno ich łamać, choćby zależało od tego nasze życie.

Krzyki, piski, mdlejące nastolatki. Sesje zdjęciowe, wywiady, koncerty. Ich sława z każdym dniem była większa. Ich muzyka powoli opanowywała Europę, ale mieli ambicje, by zajść jeszcze dalej. Skupili się na koncertowaniu i promowaniu swojej pierwszej płyty, by w ciszy i spokoju zacząć pracę nad kolejną, która pozwoli im wznieść się ponad szarą rzeczywistość i sprawi, że usłyszy o nich nie tylko Europa, ale i świat. Potrzebowali takiej płyty, która pozwoli im błyszczeć tak jasno, by nikt nie był w stanie ich przeoczyć. Marzyła im się wielka trasa po Europie, sława w Stanach i koncert w Tokio. Ale czołowe miejsce na liście marzeń dwóch bliźniaków, bez których ten zespół by nie powstał, wciąż zajmowała ona.
- Chłopcy spójrzcie, co znalazłam – powiedziała Simone przychodząc do salony z wielkim pudłem. Od kilki dni starała się uporządkować nieco dom. Udało jej się zapanować nad chaosem, który panował w garażu i pokoju gościnnym. Kolejny na liście był strych, na który ostatni raz ktoś zaglądał chyba sześć lat temu.
- Co to mamo? - zapytał Bill a jego oczy zabłyszczały. Uwielbiał takie skarby, które po latach wygrzebywało się spod warstwy kurzu. Były niczym wehikuł czasu, który pozwalał choć na chwilę cofnąć się w przeszłość.
Kobieta bez słowa postawiła przed nimi karton i wróciła na strych, by zająć się resztą. Tak naprawdę zależało jej, by uporali się z tym sami. Potrzebowali tego. Widziała, jak bardzo się męczyli każdego dnia przez ostatnie sześć lat. Tęskniąc i czekając na jakiś znak od niej.
Tom zajrzał do pudła, które stało na stole i znieruchomiał. Po chwili jednak uniósł dłoń i sięgnął nią coś, co okazało się być zdjęciem. Bill otworzył szeroko usta spoglądając na trzymaną przez brata fotografie. Ich wspólne zdjęcie. Zajrzał do kartonu i westchnął cicho. Było wypełnione wszystkim tym, co kojarzyło im się z Taylor. Jakiś miesiąc po jej wyjeździe postanowili wszystko spakować i wynieść na strych, by nie sprawiało im bólu za każdym razem, gdy na to spojrzą.


A teraz wszystkie wspomnienia wróciły. Przez te lata starali się o niej zapomnieć jednocześnie mając pretensje, że to ona zapomniała o nich. Jak mogli jej coś takiego zrobić?

- Jesteśmy skończonymi idiotami – podsumował Tom odsuwając od siebie pudło. Jak mógł próbować zapomnieć o jedynym aniele, który uczynił ich życie prostszym? Niestety nie dane mu było dalej się biczować, bo do salonu wpadł David – ich manager. Osoba, która wyniosła ich ponad przeciętność.
- Chłopaki mam wspaniałe wieści. Parę krajów Europy domaga się waszego koncertu, więc trasa z nową płytą zyska całkiem nowy wymiar. Trzeba dograć ostatnie utwory i zacząć próby przed wyjazdem. Nie ma czasu na obijanie się. Jutro widzimy się w studiu o ósmej.
I wybiegł zostawiając ich z natłokiem myśli.
- Sądzisz, że uda nam się zagrać tam, gdzie ona teraz jest?
- Mam nadzieję, że gdziekolwiek jest dotarła do niej wiadomość, że nam się udało. Chciałbym, żeby była z nas dumna – powiedział Bill i wstał udając się do swojego pokoju. Było już dosyć późno a skoro David chciał ich widzieć tak wcześnie w studiu to musiał się porządnie wyspać.
Tom natomiast patrzył się pustym wzrokiem na karton, który zawierał esencję ich życia. Może i był naiwny, ale nie chciał tracić tych ostatków wiary, które pokładał w ich blondwłosego zbawiciela.


Taylor była podekscytowana. Odkąd tylko natknęła się na artykuł o bliźniakach pilnie śledziła wszystkie wzmianki na ich temat. Już niedługo mieli wydać nową płytę i ruszyć w trasę po Europie. Naiwnie liczyła, że zagrają w Polsce. W końcu fanów mieli tutaj całkiem sporo, więc to mogło się udać. I nie ważne dla niej było, gdzie ten koncert w Polsce się odbędzie, bo ona i tak się na nim pojawi. Choćby miała później do osiemnastki mieć szlaban.
Zerknęła tęsknie w stronę albumu, który nieco zakurzony kusił ją swoją zawartością. Gdy nadchodziły te gorsze dni a ona nie była w stanie wytłumaczyć Kuci, co się z nią dzieje, siadała na parapecie z albumem w ręce i sącząc gorące kakao kartkowała wspomnienia pozwalając łzą spływać swobodnie po jej bladych policzkach. Tak bardzo za nimi tęskniła. Miała aby nadzieję, że oni jeszcze o niej nie zapomnieli.


Będziemy istnieć, póki ktoś będzie o nas pamiętać. Dlatego tak ważna jest przyjaźń. Ona zapewnia nam nieśmiertelność.

Kilka kolejnych tygodni przeleciało jej przez pale i nawet nie wiedziała kiedy do kalendarza zawitał grudzień niosąc ze sobą chłód i przedsmak świąt. Czas, na który Taylor wcale nie czekała. Odkąd spędziła święta z Kaulitzami sześć lat temu żadne inne nie były dla niej wystarczająco dobre, by się uśmiechać i udawać, że wszystko gra. Nie radziła sobie ze swoim życiem. Wciąż miała wrażenie, że czegoś w nim brakuje. Odliczała dni do uzyskania pełnoletności, by móc spakować walizki i wrócić tam, gdzie jest jej miejsce. Do Niemiec. W tajemnicy przed mamą znalazła numer do wujka Davida i kontaktowała się z nim uzgadniając wszelkie szczegóły. Ich sekretne rozmowy trwały od momentu, gdy Tay przeczytała materiał o chłopakach i zadzwoniła, by mu podziękować, że dotrzymał danego słowa. Sam David choć bardzo chciał, nie miał jak jej o tym poinformować, bo Jane odcięła się od absolutnie wszystkich i nawet z własnym bratem nie utrzymywała kontaktu. Choć wciąż miała jego numer. David obiecał przyjąć ją do siebie i pomóc znaleźć pracę, na którą się uparła. Chciała płacić za siebie i nie mieć wyrzutów sumienia, choć wujek spokojnie mógł utrzymać ich oboje i nawet by tego nie odczuł. Poprosiła go też, by przed jej przyjazdem przygotował dom. Chciała, by oboje się tam przenieśli. David nie oponował. Wszystko będzie tak, jak ona sobie życzy. Tylko musi podać datę powrotu. A pozostały jej jeszcze niemal dwa lata.

Rozstania istnieją tylko po to, by powroty cieszyły nas jeszcze bardziej.

2 komentarze:

  1. to jest genialne!!! nie mogę sobie wyobrazić tego spotkania po latach... myślę że będzie duuuużo łez

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć :) Nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że trafiłam na Twoje opowiadanie. Jest naprawdę wspaniałe! :) Ciepłe, mądre, poruszające, podnosi mnie na duchu... pisz dalej, a ja będę z przyjemnością czytała.
    Mam nadzieję, że bliźniacy zagrają w Polsce i wreszcie zobaczą się z Tay. Możesz powiadamiać mnie o nowych odcinkach przez GG: 40698599? ;)
    Zapraszam także do siebie: http://durch-die-angste-in-dir.blog.onet.pl http://alles-oder-nichts.blog.onet.pl
    Pozdrawiam,
    Freiheit

    OdpowiedzUsuń