27.12.2012

Rozdział 9

Miałam w sobie ostatnio tyle weny, że chciałabym się tym z wami podzielić. Ale zanim to zrobię chciałabym zaprosić was na mój nowy blog z historią, która będzie bardzo różnić się od tego, co piszę tutaj i od BW. Na stronie znajdziecie już prolog, który jest dość intrygującym wstępem do całości. Zapraszam serdecznie. Dajcie szansę tej historii. Obiecuję, że nie zawiodę.

In deinem schatten

A teraz nie przedłużając zapraszam was na kolejny rozdział tej historii. Pierwszy raz od bardzo dawna jestem zadowolona z tego, co udało mi się stworzyć. Mam nadzieję, że podzielicie moją opinię :)





Hotelowy pokój przytłaczał go swoją uniwersalnością. Błądził wzrokiem po wszystkich kątach próbując znaleźć coś, co wyróżniłoby go na tle innych pokoi, w których miał wątpliwą przyjemność przebywać. Niczego takiego nie dostrzegł. Wszędzie było tak samo. Jasne meble, duże łóżko, łazienka w jasnych kolorach z prysznicem i lustrem na pół ściany. Czy tak chciał, by wyglądało jego życie? Czy było tak samo bezosobowe, jak te pokoje? Przecież kochał to, co robił nad życie. Dlaczego nagle przestało dawać mu to szczęście?

Gdzie zapodziała się ta beztroska, która towarzyszyła mu od samego początku?

W bliźniaczo podobnym pokoju obok Bill stał przy oknie i spoglądał na niewielki park, po którym spokojnym krokiem spacerowali ludzie. Donikąd się nie spieszyli. Nikt nie musiał deptać im po piętach. Mogli wyjść, kiedy tylko chcieli i zrobić to, na co w danej chwili mieli ochotę. Zazdrościł im tego. Kochał to, co robił, ale chciałby móc przy tym wieść normalne życie. Wyjść rano do sklepu po mleko. Wieczorem udać się na spacer do pobliskiego parku. Wyjechać na wakacje i nie musieć uważać na każdy swój krok, który był bacznie obserwowany zza obiektywu aparatu. Jedno potknięcie i wiedział o tym cały świat.


Ogromna presja, która powoli go przytłaczała. Czy to możliwe, by marzenie zamiast uskrzydlić zaprowadziło go na samo dno?



Cicho tykający zegar zdawał się drażnić blondynkę, której otwarcie oczu sprawiało problem. Ból głowy był nie do zniesienia i wydawało jej się, że w gardle ma pustynię. Gdyby tylko posłuchała koleżanki mogłaby uniknąć tych wszystkich konsekwencji.

Ale przecież zdawało jej się, że wie lepiej, gdzie leży granica. Czyżby się pomyliła?

To nie było tak, że chciała nadrobić te wszystkie lata w jeden weekend. Po prostu nie umiała znaleźć złotego środka i bardzo ją to denerwowało.
Przewróciła się na bok i uchylając delikatnie jedno oko spojrzała na stojący niedaleko zegarek. Wskazywał godzinę zdecydowanie za późną. Od wieków nie spała tak długo. Próbowała sobie przypomnieć, o której wróciła do domu, ale końcówka imprezy jawiła się przed jej oczami, jako czarna plama. Tylko te niebieskie, hipnotyzujące oczy nie dawały jej spokoju. Wątpiła, by jeszcze kiedyś się na niego natknęła. Wcale nie planowała kolejnych imprez. To zdecydowanie nie było dla niej.


Czy jej życie wyglądałoby tak samo, gdyby nadal mieszkała w Niemczech? Żyłaby od jednego ich wyjazdu w trasę do powrotu tylko na chwilę, by odpocząć? Też byłaby zawieszona? A może nie byłoby wtedy żadnych ich?

Wiele razy próbowała to sobie wyobrazić, ale nie potrafiła. Bała się powrotu do Niemiec. Bała się spotkania z nimi. Bała się przeszłości, którą żyła przez te wszystkie lata. Przecież nie jest już tą samą dziewczyną pełną wiary. A oni nie są małymi chłopcami z głowami pełnymi marzeń.

Miała raz sen. jeden z tych, których szybko się nie zapomina. Wróciła do Niemiec, do domu. Niecierpliwie czekała ich powrotu, by móc tak jak zawsze pobiec do nich i rozmawiać godzinami o tym, co siedzi im w głowach. Słuchać ich szalonych pomysłów, zwierzać się ze swoich lęków. Chciała im opowiedzieć, jak bardzo tęskniła i jak źle było jej tam w Polsce bez nich. Gdy tylko dojrzała światło palące się w pokoju starszego bliźniaka narzuciła na ramiona kurtkę i wybiegła z domu. W kilka sekund pokonała schody dzielące ją od drzwi wejściowych do domu Kaulitzów. Czekała chwilę niecierpliwie przeskakując z nogi na nogę aż w drzwiach pojawiła się czarna czupryna młodszego bliźniaka. Już chciała się rzucić mu na szyję, gdy w jego oczach dostrzegła coś, co ją sparaliżowała. Jakiś obcy błysk, zdziwienie i niezrozumienie. Nie poznał jej. Próbowała mu wyjaśnić kim jest. Mówiła o wspólnie spędzonych latach, o ich małej tradycji, o marzeniach. A on nadal stał i patrzył na nią w ten sam sposób. Już niemal się poddała, gdy ujrzała zbliżającego się do drzwi Toma. Może on ją pamiętał. Zaczęła pytać go o ich małe tajemnice, których nie znał Bill. Ale z jego wzroku nie dało się wyczytać absolutnie niczego. A potem powiedział jedno zdanie, które przez kilka kolejnych nocy wciskało na jej usta niemy krzyk.


Taylor umarła dla nas kilka lat temu, gdy wyjechała.

Czy to mogła być prawda? Czy właśnie tak ją teraz postrzegali? Nie liczyła się już, bo zostawiła ich, gdy najbardziej potrzebowali jej wsparcia i wiary? Z całych sił próbowała odpychać od siebie te myśli, ale nie potrafiła. Przecież sama jeszcze kilka dni temu chciała żyć pełnią życia i zapomnieć o wszystkim. Dlaczego oni mogliby nie chcieć tego samego?

W myślach skarciła się za swoje niedojrzałe zachowanie. Przecież to byli jej przyjaciele. I nawet jeśli zdążyli już o niej zapomnieć to ona dotrzyma danego słowa. Wróci i będzie cieszyć się z ich sukcesu.


Będzie przy nich nawet, gdy ich zabraknie przy niej. Bo tak robią przyjaciele. To nasze ciche anioły, które starają się pomóc nie oczekując niczego w zamian.


- Gdzie się podziały wasze uśmiechy? To już ostatni wywiad w tym miesiącu. Jeszcze tylko dwa koncerty i zawijamy do Niemiec – powiedział radosnym głosem David, gdy zmierzali uliczkami Paryża na spotkanie prasowe.
- Te dwa koncerty martwią mnie najbardziej – mruknął Tom spoglądając za okno na małe, brukowane uliczki, które przemykały mu przed oczami. Zaszyć się w jednej i już nigdy z niej nie wyjść. Umrzeć, zastanawiając się, w którym miejscu jego życie zaczęło tracić sens. Wrócić do początku i spróbować żyć inaczej, normalniej. Bez światła reflektorów, wywiadów, sesji zdjęciowych i krzyczących wniebogłosy fanów. Wrócić do niewielkiej kuchni w ich rodzinnym domu, gdzie tak często rozbrzmiewał śmiech ich trójki. Do widoku małej blondynki siedzącej na kuchennej szafce z kubkiem kakao. Do roześmianego Billa i szczęścia, które nie miało granic.

- Jeszcze tylko trochę Tom i będziemy w domu – powiedział cicho czarny posyłając bratu delikatny uśmiech. Sam był zmęczony tą trasą i marzył tylko o kubku kakao w salonie. O wygodnym fotelu i roześmianych oczach mamy, która emanowała miłością i troską. Chciał jej opowiedzieć o wszystkich wątpliwościach i lękach, które nie pozwalały mu spać spokojnie. Wiedział, że jedno jej spojrzenie i ciepło ramion odpędzą wszystkie złe rzeczy.



- Mówisz serio?
- Bardziej serio niż serio.
- Ale jak to tak?
- Normalnie.
- Ale...
- Ohh Kucia daj spokój. Przecież od dawna o tym wiedziałaś.
- Ale myślałam, że może coś się zmieni.

Cisza, która zapadła między dwoma dziewczynami była niezręczną. Dawno nic tak bardzo nie ciążyło blondynce, jak to rozczarowanie w oczach koleżanki. Mogła się tego spodziewać, ale jakiś cichy głos w głowie mówił jej, że jeśli dziewczynie zależy na jej szczęściu to pogodzi się z tym.

Samo podjęcie tej decyzji wbrew pozorom nie było łatwe. Mimo ciągłego planowania, kontaktów z wujkiem i szukania alternatyw na życie tam, nie była pewna, czy zdobędzie się na to, by pewnego dnia spakować walizki i wrócić.

Tak wiele niewiadomych kryło się pod tą decyzją. Nie miała pewności, czy temu podoła. Bała się rozczarowania. Tak długo przecież czekała. A jeśli się okaże, że tak naprawdę nie było na co?

- Pójdę już – powiedziała dziewczyna i nie czekając na odpowiedź wyszła. Pozostał po niej tylko kubek niedopitej herbaty i poczucie winy, które ciążyło Taylor gdzieś na dnie serca.


Nie mogła zrezygnować z marzeń dla kogoś, kto nie potrafił cieszyć się jej szczęściem tak samo, jak ona cieszyła się jej. Już postanowiła. Zaryzykuje.

„Jak tam trasa? Kiedy wracacie?”

„Jeszcze tylko dwa koncerty i kierunek Niemcy. Wszyscy jesteśmy już zmęczeni. Przyda nam się odpoczynek.”

„Jak oni się mają?”

„Kiepsko z nimi. Starają się to ukrywać, ale coraz gorze im to wychodzi.”

„Mam nadzieję, że odpoczynek dobrze im zrobi.”


Odłożyła telefon na nocną szafkę i opadła na łóżko.

Naprawdę tego chciała?

Zamykając oczy widziała niewielką kuchnie, w której zawsze przyjemnie pachniało. I jej miejsce na kuchennej szafce. Widziała swoich przyjaciół – roześmianych i szczęśliwych. Trzy kubki pełne kakao, które od zawsze podnosiło na duchu i przepędzało demony.


Może i tym razem pomoże?

Niepewnie stawiała kroki na schodach kierując się do kuchni, w której panował nienaturalny porządek. Praktycznie z niej nie korzystały. Mama nie miała czasu gotować a dziewczyna z reguły jadała coś na mieście. Tylko w takie wieczory, jak ten, gdy wspomnienia nie dawały o sobie zapomnieć schodziła na palcach, by zagrzać mleko w mikrofali i nasypać do niego brązowego proszku ukojenia. Już sam zapach działał odprężająco.


Smak dzieciństwa, beztroski. Bezpieczeństwa.

I zawsze przed oczami miała ich roześmiane twarze. Te błyski w oczach koloru mlecznej czekolady. Lub jak oni to mówili - w kolorze kakao.

19.12.2012

Rozdział 8

 W przedświątecznym młynie udało mi się znaleźć chwilę, by wrzucić rozdział.
Wesołych świąt Aliensi :)

Czy to możliwe, by życie tak diametralnie zmieniło się przez jedno doświadczenie? Taylor odkąd wróciła z Warszawy czuła się, jakbym zaczęła żyć na nowo. Zupełnie nowym, bogatszym życiem. Powoli odkrywała uroki miasta, w którym mieszkała. Zaczęła wychodzić do ludzi i cieszyć się tym, co jej ofiarowano - młodością. Miała przed sobą najlepsze lata życia. Nie chciała ich zmarnować siedząc zamknięta w czterech ścianach. Zwłaszcza, że jedyną pewną rzeczą w jej przyszłości był powrót do Niemiec. A co czekało na nią w ojczyźnie? Nie miała pojęcia i na razie nie chciała zawracać sobie tym głowy. Teraz był czas na to, by odetchnąć i nadrobić te wszystkie lata, kiedy próbowała żyć życiem przyjaciół. Udało im się, teraz pora by ona coś osiągnęła.
Zaczęła intensywniej ćwiczyć taniec i zapisała się na szkolenie, po którym mogłaby być instruktorem tańca. Nigdy nie sądziła, że pójdzie akurat w tym kierunku, ale świetnie czuła się robiąc właśnie to i nie zamierzała tak po prostu odpuścić. W planie miała też ukończenie kursu na instruktora zumby, która w ostatnim czasie zyskała sporą popularność a naprawdę niewiele osób dostawało szansę, by tego nauczać.

Miała apetyt na sukces i nie bała się sięgnąć gwiazd. Miała cel, do którego uparcie dążyła. Pierwszy raz w życiu liczyła się przede wszystkim ona.

Pełna optymizmu chodziła do szkoły, trenowała i wyczekiwała wiadomości od Davida, który dość regularnie zdawał jej relacje z trasy. Odliczała dni do jej końca, bo wtedy wuja miał zająć się wreszcie sprawą jej domu. Oboje doszli do wniosku, że lepiej póki co nie uświadamiać bliźniaków o ich bliskim pokrewieństwie. Mogliby to mylnie odebrać. Także prasa miałaby niezłą sensację. Tak czy inaczej David zgodził się zorientować, jak wygląda sytuacja. Wstępnie też rozejrzał się po szkołach tańca w Hamburgu i Berlinie i znalazł kilka ofert pracy, które mogłyby zainteresować blondynkę.


Życie bliźniaków kręciło się wokół trasy i koncertów. Niewiele mieli czasu, by usiąść i na spokojnie zastanowić się nad wieloma kwestiami, które zaprzątały ich myśli. Tak wiele ważnych decyzji musieli podjąć a nie wiedzieli, jak się za to zabrać. Starali się radzić rodziców, Davida, przyjaciół. Nikt jednak nie był w stanie im pomóc. Musieli poradzić sobie sami.
- Myślisz, że dobrze robimy? - zapytał Bill zerkając w stronę brata, który zdawał się być myślami gdzieś daleko. Jechali właśnie na jeden z licznych wywiadów, po którym czekała ich jeszcze sesja zdjęciowa.
- Teraz już za późno, by się wycofać – odparł cicho dredziarz i wysiadł z samochodu, który chwilę wcześniej zatrzymał się na tyłach redakcji. Bill bez słowa ruszył za bratem.
George i Gustav starali się nie mieszać w potyczki braci, ale czasem mieli dość tej napiętej atmosfery, którą wokół siebie tworzyli. Rozumieli, że brakuje im przyjaciółki, ale nie powinno to odbijać się na całym ich otoczeniu. Są pewne granice, które oni czasem przekraczają. Przecież minęło tyle lat. Jaką mają pewność, że ona wciąż o nich pamięta i ma zamiar wrócić? Była dzieckiem, gdy się rozstawali. I choć chłopacy z całego serca życzyli bliźniakom, by ich przyjaciółka wróciła, to nie chcieli, by robili sobie nadzieję. Doskonale wiedzieli, jak bardzo oboje przeżyją rozczarowanie.


Czy przegapili jakiś zjazd? Może skręcili w niewłaściwą drogę? A jeśli chłopaki mają rację i łudzili się myśląc, że Taylor wciąż o nich pamięta? Mogło przecież wydarzyć się tak wiele. Mogła znaleźć innych przyjaciół, których nie chciała zostawić tak, jak zostawiła ich. Czy był sens wciąż na nią czekać?

- Mamo nie wiesz, gdzie jest mój telefon? Chyba zostawiłam go w...- blondynka urwała wchodząc do kuchni i widząc mamę z jej telefonem w ręku. Serce na chwilę jej zamarło. A jeśli czegoś się dowiedziała?
- Zginiesz kiedyś – powiedziała ze śmiechem Jane i podała córce zgubę. Nie potrafiła zrozumieć tego przywiązania nastolatków do współczesnej technologii. Jej często zdarzało się zostawić gdzieś telefon i nie robiła z tego żadnej tragedii.
Taylor wróciła do swojego pokoju i dopiero tam odetchnęła. Było tak blisko.


Jeden fałszywy ruch i jej misterny plan posypałby się niczym domek z kart. A na to nie mogła sobie pozwolić. Mimo wszystko chciała wrócić.

Leżąc na łóżku i spoglądając w sufit zastanawiał się, jak wyglądałoby ich życie, gdyby nigdy nie poznali Taylor. Byłoby bogatsze czy uboższe w dobre chwile? Osiągnęliby sukces bez jej wiary i wsparcia? A może nigdy by nawet do tego nie dążyli? Przecież to ona od zawsze zachęcała ich, by nie bali się sięgać gwiazd. Ciężko pracowali, ale bez jej motywujących pochwał nie byłoby ich w tym miejscu.

Jedna osoba, która zmieniła tak wiele. Zwykła chwila, która wpłynęła na losy innych ludzi.

Jak miałby zapomnieć coś takiego? Jak ona mogłaby zapomnieć ich? Przecież nie to obiecywali sobie każdego roku, gdy siedząc na strychu w jej domu odliczali minuty do urodzin. To one ich połączyły. Kiedyś niecierpliwie czekał na ten dzień. Od jej wyjazdu nienawidził tej daty i zamykał się w sobie starając się uniknąć niepotrzebnych spięć. To był dla niego dzień, jak każdy inny. Cała wyjątkowość i magia wyparowały.
Czy Bill przeżywał to wszystko chociaż w połowie tak bardzo, jak on? Nie miał o tym pojęcia. Jego brat unikał rozmawiania na ten temat, co mogło świadczyć o tym, że nadal pamięta. A mimo to wydawał się być zadowolony z życia i tego, co go otaczało. Od zawsze o tym marzył. Znalazł się tam, gdzie powinien być. Tylko on, Tom, czuł się dziwnie wyobcowany. Jakby nagle przestał pasować do tej układanki.

Niczym zbłąkany wędrowiec, który minął wyznaczoną sobie drogę i ruszył zupełnie inną.
- Długo zamierzasz trzymać mnie w niepewności? - zapytała w końcu Kucia. Taylor od pół godziny szykowała się w łazience karząc czekać znajomej nie wiadomo na co.
- Wyluzuj, już jestem gotowa – powiedziała ze śmiechem dziewczyna i stanęła w pokoju prezentując swój strój w całej okazałości. - Mam nadzieje, że naszykowałaś się na dobrą zabawę, bo dzisiaj klub będzie nasz.
- Mam nadzieję, że tego nie pożałuję – mruknęła Ania i wyszła za koleżanką. Miała złe przeczucia do nagłej przemiany blondynki. Zupełnie, jakby próbowała w tydzień nadrobić siedem lat życia. A tak się przecież nie da. Jednak nie była w stanie przystopować zapału dziewczyny. Mogła jedynie dotrzymywać jej kroku i mieć na nią oko.


Ze skrajności w skrajność. Prosta droga na samo dno. Trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć „pas” i z uniesioną wysoko głową odejść.

- Myślę, że masz już dość – powiedziała Ania wyciągając blondynce kolejnego drinka z ręki. - Idź trochę na parkiet i wytańcz procenty zanim wrócisz po więcej.
- Tak zrobię – powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach Tay i ruszyła przed siebie. Nie rozumiała, o co martwiła się Ania. Przecież wszystko było pod kontrolą. Mimo nagłej zmiany trybu życia wciąż nad wszystkim panowała. I wiedziała, kiedy powinna odpuścić. Ten czas po prostu jeszcze nie nadszedł. Jedna osoba przykuła jej uwagę, więc tanecznym krokiem ruszyła, w jego stronę. Miał hipnotyzujące oczy, które jako jedyne wyróżniały się na tle zwyczajnego wyglądu i prostoty.
- Mówił Ci ktoś kiedyś, że Twoje oczy przyciągają? - zapytała nachylając się do jego ucha, by usłyszał.
- Pierwszy raz mówi mi to dziewczyna, więc coś w tym musi być – zaśmiał się i wyciągnął w jej stronę dłoń proponując wspólny taniec. Dziewczyna przyjęła zaproszenie i chwilę później razem wirowali po parkiecie. Czas jakby stanął w miejscu. Nie liczyło się nic innego. Tylko oni, muzyka i taniec, który wspólnie dzielili. Gdy ostatnie nuty piosenki ustąpiły miejsca innej zeszli w spokojniejsze miejsce, by chwilę odetchnąć.
- Możemy teraz porozmawiać o moich oczach i Twoich zabójczych zdolnościach – powiedział z uśmiechem chłopak i usiadł na kanapie proponując miejsce obok siebie. Taylor zdecydowała się jednak usiąść na wprost. Opierając łokcie o stolik przyjrzała się uważniej chłopakowi.
- Nie mam pojęcia, co takiego jest w tych oczach, ale gdy je ujrzałam po prostu musiałam do Ciebie podejść. Pewnie brzmi banalnie?
- Wcale nie. Jak masz na imię?
- Taylor. A z kim ja mam przyjemność?
- Łukasz. Opowiedz mi, gdzie nauczyłaś się tak tańczyć?

Blondynka na kilka kolejnych utworów pogrążyła się w rozmowie z nowo poznanym chłopakiem, który z każdą chwilą intrygował ją coraz bardziej. Miała nadzieje, że ta znajomość będzie miała szansę opuścić klub i wznieść się na nieco inny poziom. Póki co opowiadała Łukaszowi o lekcjach tańca, kursach i planach na przyszłość. Nie ukrywała tego, że planuje wrócić do Niemiec i tam nauczać tańca. Ceniła szczerość. Chłopak najwyraźniej też, bo mimo wszystko wciąż uśmiechał się do niej w ten sam sposób, który sprawiał, że miękły jej kolana i szumiało w głowie. Czyżby się zakochała?


Wydawało jej się, że zakochanie wygląda inaczej. Spodziewała się motyli w brzuchu, bezsenności i braku apetytu, bo tak wszędzie opisywano ten stan. Tymczasem ona miała tylko problem ze skupieniem uwagi i utrzymaniem równowagi. Czy w takim razie coś z nią było nie tak?