27.12.2012

Rozdział 9

Miałam w sobie ostatnio tyle weny, że chciałabym się tym z wami podzielić. Ale zanim to zrobię chciałabym zaprosić was na mój nowy blog z historią, która będzie bardzo różnić się od tego, co piszę tutaj i od BW. Na stronie znajdziecie już prolog, który jest dość intrygującym wstępem do całości. Zapraszam serdecznie. Dajcie szansę tej historii. Obiecuję, że nie zawiodę.

In deinem schatten

A teraz nie przedłużając zapraszam was na kolejny rozdział tej historii. Pierwszy raz od bardzo dawna jestem zadowolona z tego, co udało mi się stworzyć. Mam nadzieję, że podzielicie moją opinię :)





Hotelowy pokój przytłaczał go swoją uniwersalnością. Błądził wzrokiem po wszystkich kątach próbując znaleźć coś, co wyróżniłoby go na tle innych pokoi, w których miał wątpliwą przyjemność przebywać. Niczego takiego nie dostrzegł. Wszędzie było tak samo. Jasne meble, duże łóżko, łazienka w jasnych kolorach z prysznicem i lustrem na pół ściany. Czy tak chciał, by wyglądało jego życie? Czy było tak samo bezosobowe, jak te pokoje? Przecież kochał to, co robił nad życie. Dlaczego nagle przestało dawać mu to szczęście?

Gdzie zapodziała się ta beztroska, która towarzyszyła mu od samego początku?

W bliźniaczo podobnym pokoju obok Bill stał przy oknie i spoglądał na niewielki park, po którym spokojnym krokiem spacerowali ludzie. Donikąd się nie spieszyli. Nikt nie musiał deptać im po piętach. Mogli wyjść, kiedy tylko chcieli i zrobić to, na co w danej chwili mieli ochotę. Zazdrościł im tego. Kochał to, co robił, ale chciałby móc przy tym wieść normalne życie. Wyjść rano do sklepu po mleko. Wieczorem udać się na spacer do pobliskiego parku. Wyjechać na wakacje i nie musieć uważać na każdy swój krok, który był bacznie obserwowany zza obiektywu aparatu. Jedno potknięcie i wiedział o tym cały świat.


Ogromna presja, która powoli go przytłaczała. Czy to możliwe, by marzenie zamiast uskrzydlić zaprowadziło go na samo dno?



Cicho tykający zegar zdawał się drażnić blondynkę, której otwarcie oczu sprawiało problem. Ból głowy był nie do zniesienia i wydawało jej się, że w gardle ma pustynię. Gdyby tylko posłuchała koleżanki mogłaby uniknąć tych wszystkich konsekwencji.

Ale przecież zdawało jej się, że wie lepiej, gdzie leży granica. Czyżby się pomyliła?

To nie było tak, że chciała nadrobić te wszystkie lata w jeden weekend. Po prostu nie umiała znaleźć złotego środka i bardzo ją to denerwowało.
Przewróciła się na bok i uchylając delikatnie jedno oko spojrzała na stojący niedaleko zegarek. Wskazywał godzinę zdecydowanie za późną. Od wieków nie spała tak długo. Próbowała sobie przypomnieć, o której wróciła do domu, ale końcówka imprezy jawiła się przed jej oczami, jako czarna plama. Tylko te niebieskie, hipnotyzujące oczy nie dawały jej spokoju. Wątpiła, by jeszcze kiedyś się na niego natknęła. Wcale nie planowała kolejnych imprez. To zdecydowanie nie było dla niej.


Czy jej życie wyglądałoby tak samo, gdyby nadal mieszkała w Niemczech? Żyłaby od jednego ich wyjazdu w trasę do powrotu tylko na chwilę, by odpocząć? Też byłaby zawieszona? A może nie byłoby wtedy żadnych ich?

Wiele razy próbowała to sobie wyobrazić, ale nie potrafiła. Bała się powrotu do Niemiec. Bała się spotkania z nimi. Bała się przeszłości, którą żyła przez te wszystkie lata. Przecież nie jest już tą samą dziewczyną pełną wiary. A oni nie są małymi chłopcami z głowami pełnymi marzeń.

Miała raz sen. jeden z tych, których szybko się nie zapomina. Wróciła do Niemiec, do domu. Niecierpliwie czekała ich powrotu, by móc tak jak zawsze pobiec do nich i rozmawiać godzinami o tym, co siedzi im w głowach. Słuchać ich szalonych pomysłów, zwierzać się ze swoich lęków. Chciała im opowiedzieć, jak bardzo tęskniła i jak źle było jej tam w Polsce bez nich. Gdy tylko dojrzała światło palące się w pokoju starszego bliźniaka narzuciła na ramiona kurtkę i wybiegła z domu. W kilka sekund pokonała schody dzielące ją od drzwi wejściowych do domu Kaulitzów. Czekała chwilę niecierpliwie przeskakując z nogi na nogę aż w drzwiach pojawiła się czarna czupryna młodszego bliźniaka. Już chciała się rzucić mu na szyję, gdy w jego oczach dostrzegła coś, co ją sparaliżowała. Jakiś obcy błysk, zdziwienie i niezrozumienie. Nie poznał jej. Próbowała mu wyjaśnić kim jest. Mówiła o wspólnie spędzonych latach, o ich małej tradycji, o marzeniach. A on nadal stał i patrzył na nią w ten sam sposób. Już niemal się poddała, gdy ujrzała zbliżającego się do drzwi Toma. Może on ją pamiętał. Zaczęła pytać go o ich małe tajemnice, których nie znał Bill. Ale z jego wzroku nie dało się wyczytać absolutnie niczego. A potem powiedział jedno zdanie, które przez kilka kolejnych nocy wciskało na jej usta niemy krzyk.


Taylor umarła dla nas kilka lat temu, gdy wyjechała.

Czy to mogła być prawda? Czy właśnie tak ją teraz postrzegali? Nie liczyła się już, bo zostawiła ich, gdy najbardziej potrzebowali jej wsparcia i wiary? Z całych sił próbowała odpychać od siebie te myśli, ale nie potrafiła. Przecież sama jeszcze kilka dni temu chciała żyć pełnią życia i zapomnieć o wszystkim. Dlaczego oni mogliby nie chcieć tego samego?

W myślach skarciła się za swoje niedojrzałe zachowanie. Przecież to byli jej przyjaciele. I nawet jeśli zdążyli już o niej zapomnieć to ona dotrzyma danego słowa. Wróci i będzie cieszyć się z ich sukcesu.


Będzie przy nich nawet, gdy ich zabraknie przy niej. Bo tak robią przyjaciele. To nasze ciche anioły, które starają się pomóc nie oczekując niczego w zamian.


- Gdzie się podziały wasze uśmiechy? To już ostatni wywiad w tym miesiącu. Jeszcze tylko dwa koncerty i zawijamy do Niemiec – powiedział radosnym głosem David, gdy zmierzali uliczkami Paryża na spotkanie prasowe.
- Te dwa koncerty martwią mnie najbardziej – mruknął Tom spoglądając za okno na małe, brukowane uliczki, które przemykały mu przed oczami. Zaszyć się w jednej i już nigdy z niej nie wyjść. Umrzeć, zastanawiając się, w którym miejscu jego życie zaczęło tracić sens. Wrócić do początku i spróbować żyć inaczej, normalniej. Bez światła reflektorów, wywiadów, sesji zdjęciowych i krzyczących wniebogłosy fanów. Wrócić do niewielkiej kuchni w ich rodzinnym domu, gdzie tak często rozbrzmiewał śmiech ich trójki. Do widoku małej blondynki siedzącej na kuchennej szafce z kubkiem kakao. Do roześmianego Billa i szczęścia, które nie miało granic.

- Jeszcze tylko trochę Tom i będziemy w domu – powiedział cicho czarny posyłając bratu delikatny uśmiech. Sam był zmęczony tą trasą i marzył tylko o kubku kakao w salonie. O wygodnym fotelu i roześmianych oczach mamy, która emanowała miłością i troską. Chciał jej opowiedzieć o wszystkich wątpliwościach i lękach, które nie pozwalały mu spać spokojnie. Wiedział, że jedno jej spojrzenie i ciepło ramion odpędzą wszystkie złe rzeczy.



- Mówisz serio?
- Bardziej serio niż serio.
- Ale jak to tak?
- Normalnie.
- Ale...
- Ohh Kucia daj spokój. Przecież od dawna o tym wiedziałaś.
- Ale myślałam, że może coś się zmieni.

Cisza, która zapadła między dwoma dziewczynami była niezręczną. Dawno nic tak bardzo nie ciążyło blondynce, jak to rozczarowanie w oczach koleżanki. Mogła się tego spodziewać, ale jakiś cichy głos w głowie mówił jej, że jeśli dziewczynie zależy na jej szczęściu to pogodzi się z tym.

Samo podjęcie tej decyzji wbrew pozorom nie było łatwe. Mimo ciągłego planowania, kontaktów z wujkiem i szukania alternatyw na życie tam, nie była pewna, czy zdobędzie się na to, by pewnego dnia spakować walizki i wrócić.

Tak wiele niewiadomych kryło się pod tą decyzją. Nie miała pewności, czy temu podoła. Bała się rozczarowania. Tak długo przecież czekała. A jeśli się okaże, że tak naprawdę nie było na co?

- Pójdę już – powiedziała dziewczyna i nie czekając na odpowiedź wyszła. Pozostał po niej tylko kubek niedopitej herbaty i poczucie winy, które ciążyło Taylor gdzieś na dnie serca.


Nie mogła zrezygnować z marzeń dla kogoś, kto nie potrafił cieszyć się jej szczęściem tak samo, jak ona cieszyła się jej. Już postanowiła. Zaryzykuje.

„Jak tam trasa? Kiedy wracacie?”

„Jeszcze tylko dwa koncerty i kierunek Niemcy. Wszyscy jesteśmy już zmęczeni. Przyda nam się odpoczynek.”

„Jak oni się mają?”

„Kiepsko z nimi. Starają się to ukrywać, ale coraz gorze im to wychodzi.”

„Mam nadzieję, że odpoczynek dobrze im zrobi.”


Odłożyła telefon na nocną szafkę i opadła na łóżko.

Naprawdę tego chciała?

Zamykając oczy widziała niewielką kuchnie, w której zawsze przyjemnie pachniało. I jej miejsce na kuchennej szafce. Widziała swoich przyjaciół – roześmianych i szczęśliwych. Trzy kubki pełne kakao, które od zawsze podnosiło na duchu i przepędzało demony.


Może i tym razem pomoże?

Niepewnie stawiała kroki na schodach kierując się do kuchni, w której panował nienaturalny porządek. Praktycznie z niej nie korzystały. Mama nie miała czasu gotować a dziewczyna z reguły jadała coś na mieście. Tylko w takie wieczory, jak ten, gdy wspomnienia nie dawały o sobie zapomnieć schodziła na palcach, by zagrzać mleko w mikrofali i nasypać do niego brązowego proszku ukojenia. Już sam zapach działał odprężająco.


Smak dzieciństwa, beztroski. Bezpieczeństwa.

I zawsze przed oczami miała ich roześmiane twarze. Te błyski w oczach koloru mlecznej czekolady. Lub jak oni to mówili - w kolorze kakao.

19.12.2012

Rozdział 8

 W przedświątecznym młynie udało mi się znaleźć chwilę, by wrzucić rozdział.
Wesołych świąt Aliensi :)

Czy to możliwe, by życie tak diametralnie zmieniło się przez jedno doświadczenie? Taylor odkąd wróciła z Warszawy czuła się, jakbym zaczęła żyć na nowo. Zupełnie nowym, bogatszym życiem. Powoli odkrywała uroki miasta, w którym mieszkała. Zaczęła wychodzić do ludzi i cieszyć się tym, co jej ofiarowano - młodością. Miała przed sobą najlepsze lata życia. Nie chciała ich zmarnować siedząc zamknięta w czterech ścianach. Zwłaszcza, że jedyną pewną rzeczą w jej przyszłości był powrót do Niemiec. A co czekało na nią w ojczyźnie? Nie miała pojęcia i na razie nie chciała zawracać sobie tym głowy. Teraz był czas na to, by odetchnąć i nadrobić te wszystkie lata, kiedy próbowała żyć życiem przyjaciół. Udało im się, teraz pora by ona coś osiągnęła.
Zaczęła intensywniej ćwiczyć taniec i zapisała się na szkolenie, po którym mogłaby być instruktorem tańca. Nigdy nie sądziła, że pójdzie akurat w tym kierunku, ale świetnie czuła się robiąc właśnie to i nie zamierzała tak po prostu odpuścić. W planie miała też ukończenie kursu na instruktora zumby, która w ostatnim czasie zyskała sporą popularność a naprawdę niewiele osób dostawało szansę, by tego nauczać.

Miała apetyt na sukces i nie bała się sięgnąć gwiazd. Miała cel, do którego uparcie dążyła. Pierwszy raz w życiu liczyła się przede wszystkim ona.

Pełna optymizmu chodziła do szkoły, trenowała i wyczekiwała wiadomości od Davida, który dość regularnie zdawał jej relacje z trasy. Odliczała dni do jej końca, bo wtedy wuja miał zająć się wreszcie sprawą jej domu. Oboje doszli do wniosku, że lepiej póki co nie uświadamiać bliźniaków o ich bliskim pokrewieństwie. Mogliby to mylnie odebrać. Także prasa miałaby niezłą sensację. Tak czy inaczej David zgodził się zorientować, jak wygląda sytuacja. Wstępnie też rozejrzał się po szkołach tańca w Hamburgu i Berlinie i znalazł kilka ofert pracy, które mogłyby zainteresować blondynkę.


Życie bliźniaków kręciło się wokół trasy i koncertów. Niewiele mieli czasu, by usiąść i na spokojnie zastanowić się nad wieloma kwestiami, które zaprzątały ich myśli. Tak wiele ważnych decyzji musieli podjąć a nie wiedzieli, jak się za to zabrać. Starali się radzić rodziców, Davida, przyjaciół. Nikt jednak nie był w stanie im pomóc. Musieli poradzić sobie sami.
- Myślisz, że dobrze robimy? - zapytał Bill zerkając w stronę brata, który zdawał się być myślami gdzieś daleko. Jechali właśnie na jeden z licznych wywiadów, po którym czekała ich jeszcze sesja zdjęciowa.
- Teraz już za późno, by się wycofać – odparł cicho dredziarz i wysiadł z samochodu, który chwilę wcześniej zatrzymał się na tyłach redakcji. Bill bez słowa ruszył za bratem.
George i Gustav starali się nie mieszać w potyczki braci, ale czasem mieli dość tej napiętej atmosfery, którą wokół siebie tworzyli. Rozumieli, że brakuje im przyjaciółki, ale nie powinno to odbijać się na całym ich otoczeniu. Są pewne granice, które oni czasem przekraczają. Przecież minęło tyle lat. Jaką mają pewność, że ona wciąż o nich pamięta i ma zamiar wrócić? Była dzieckiem, gdy się rozstawali. I choć chłopacy z całego serca życzyli bliźniakom, by ich przyjaciółka wróciła, to nie chcieli, by robili sobie nadzieję. Doskonale wiedzieli, jak bardzo oboje przeżyją rozczarowanie.


Czy przegapili jakiś zjazd? Może skręcili w niewłaściwą drogę? A jeśli chłopaki mają rację i łudzili się myśląc, że Taylor wciąż o nich pamięta? Mogło przecież wydarzyć się tak wiele. Mogła znaleźć innych przyjaciół, których nie chciała zostawić tak, jak zostawiła ich. Czy był sens wciąż na nią czekać?

- Mamo nie wiesz, gdzie jest mój telefon? Chyba zostawiłam go w...- blondynka urwała wchodząc do kuchni i widząc mamę z jej telefonem w ręku. Serce na chwilę jej zamarło. A jeśli czegoś się dowiedziała?
- Zginiesz kiedyś – powiedziała ze śmiechem Jane i podała córce zgubę. Nie potrafiła zrozumieć tego przywiązania nastolatków do współczesnej technologii. Jej często zdarzało się zostawić gdzieś telefon i nie robiła z tego żadnej tragedii.
Taylor wróciła do swojego pokoju i dopiero tam odetchnęła. Było tak blisko.


Jeden fałszywy ruch i jej misterny plan posypałby się niczym domek z kart. A na to nie mogła sobie pozwolić. Mimo wszystko chciała wrócić.

Leżąc na łóżku i spoglądając w sufit zastanawiał się, jak wyglądałoby ich życie, gdyby nigdy nie poznali Taylor. Byłoby bogatsze czy uboższe w dobre chwile? Osiągnęliby sukces bez jej wiary i wsparcia? A może nigdy by nawet do tego nie dążyli? Przecież to ona od zawsze zachęcała ich, by nie bali się sięgać gwiazd. Ciężko pracowali, ale bez jej motywujących pochwał nie byłoby ich w tym miejscu.

Jedna osoba, która zmieniła tak wiele. Zwykła chwila, która wpłynęła na losy innych ludzi.

Jak miałby zapomnieć coś takiego? Jak ona mogłaby zapomnieć ich? Przecież nie to obiecywali sobie każdego roku, gdy siedząc na strychu w jej domu odliczali minuty do urodzin. To one ich połączyły. Kiedyś niecierpliwie czekał na ten dzień. Od jej wyjazdu nienawidził tej daty i zamykał się w sobie starając się uniknąć niepotrzebnych spięć. To był dla niego dzień, jak każdy inny. Cała wyjątkowość i magia wyparowały.
Czy Bill przeżywał to wszystko chociaż w połowie tak bardzo, jak on? Nie miał o tym pojęcia. Jego brat unikał rozmawiania na ten temat, co mogło świadczyć o tym, że nadal pamięta. A mimo to wydawał się być zadowolony z życia i tego, co go otaczało. Od zawsze o tym marzył. Znalazł się tam, gdzie powinien być. Tylko on, Tom, czuł się dziwnie wyobcowany. Jakby nagle przestał pasować do tej układanki.

Niczym zbłąkany wędrowiec, który minął wyznaczoną sobie drogę i ruszył zupełnie inną.
- Długo zamierzasz trzymać mnie w niepewności? - zapytała w końcu Kucia. Taylor od pół godziny szykowała się w łazience karząc czekać znajomej nie wiadomo na co.
- Wyluzuj, już jestem gotowa – powiedziała ze śmiechem dziewczyna i stanęła w pokoju prezentując swój strój w całej okazałości. - Mam nadzieje, że naszykowałaś się na dobrą zabawę, bo dzisiaj klub będzie nasz.
- Mam nadzieję, że tego nie pożałuję – mruknęła Ania i wyszła za koleżanką. Miała złe przeczucia do nagłej przemiany blondynki. Zupełnie, jakby próbowała w tydzień nadrobić siedem lat życia. A tak się przecież nie da. Jednak nie była w stanie przystopować zapału dziewczyny. Mogła jedynie dotrzymywać jej kroku i mieć na nią oko.


Ze skrajności w skrajność. Prosta droga na samo dno. Trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć „pas” i z uniesioną wysoko głową odejść.

- Myślę, że masz już dość – powiedziała Ania wyciągając blondynce kolejnego drinka z ręki. - Idź trochę na parkiet i wytańcz procenty zanim wrócisz po więcej.
- Tak zrobię – powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach Tay i ruszyła przed siebie. Nie rozumiała, o co martwiła się Ania. Przecież wszystko było pod kontrolą. Mimo nagłej zmiany trybu życia wciąż nad wszystkim panowała. I wiedziała, kiedy powinna odpuścić. Ten czas po prostu jeszcze nie nadszedł. Jedna osoba przykuła jej uwagę, więc tanecznym krokiem ruszyła, w jego stronę. Miał hipnotyzujące oczy, które jako jedyne wyróżniały się na tle zwyczajnego wyglądu i prostoty.
- Mówił Ci ktoś kiedyś, że Twoje oczy przyciągają? - zapytała nachylając się do jego ucha, by usłyszał.
- Pierwszy raz mówi mi to dziewczyna, więc coś w tym musi być – zaśmiał się i wyciągnął w jej stronę dłoń proponując wspólny taniec. Dziewczyna przyjęła zaproszenie i chwilę później razem wirowali po parkiecie. Czas jakby stanął w miejscu. Nie liczyło się nic innego. Tylko oni, muzyka i taniec, który wspólnie dzielili. Gdy ostatnie nuty piosenki ustąpiły miejsca innej zeszli w spokojniejsze miejsce, by chwilę odetchnąć.
- Możemy teraz porozmawiać o moich oczach i Twoich zabójczych zdolnościach – powiedział z uśmiechem chłopak i usiadł na kanapie proponując miejsce obok siebie. Taylor zdecydowała się jednak usiąść na wprost. Opierając łokcie o stolik przyjrzała się uważniej chłopakowi.
- Nie mam pojęcia, co takiego jest w tych oczach, ale gdy je ujrzałam po prostu musiałam do Ciebie podejść. Pewnie brzmi banalnie?
- Wcale nie. Jak masz na imię?
- Taylor. A z kim ja mam przyjemność?
- Łukasz. Opowiedz mi, gdzie nauczyłaś się tak tańczyć?

Blondynka na kilka kolejnych utworów pogrążyła się w rozmowie z nowo poznanym chłopakiem, który z każdą chwilą intrygował ją coraz bardziej. Miała nadzieje, że ta znajomość będzie miała szansę opuścić klub i wznieść się na nieco inny poziom. Póki co opowiadała Łukaszowi o lekcjach tańca, kursach i planach na przyszłość. Nie ukrywała tego, że planuje wrócić do Niemiec i tam nauczać tańca. Ceniła szczerość. Chłopak najwyraźniej też, bo mimo wszystko wciąż uśmiechał się do niej w ten sam sposób, który sprawiał, że miękły jej kolana i szumiało w głowie. Czyżby się zakochała?


Wydawało jej się, że zakochanie wygląda inaczej. Spodziewała się motyli w brzuchu, bezsenności i braku apetytu, bo tak wszędzie opisywano ten stan. Tymczasem ona miała tylko problem ze skupieniem uwagi i utrzymaniem równowagi. Czy w takim razie coś z nią było nie tak?

13.11.2012

Rozdział 7

Dziękuję tym, którzy w ostatnim czasie okazali mi wsparcie.

*

Dzień koncertu był dla Taylor bardzo stresujący od samego rana. Miała mdłości, kręciło jej się w głowie i kompletnie straciła apetyt. Liczyła, że David coś na to poradzi. Nie po to tak się natrudziła, żeby teraz opuścić koncert. Gdy tylko usłyszała dźwięk świadczący o nadejściu nowej wiadomości wybiegła z łazienki i opadając na łóżko chwyciła telefon i przeczytała wiadomość.

„Jadę z chłopakami na hale. Wpadnę po Ciebie za trzy godziny. Bądź gotowa.”

Westchnęła cicho i podnosząc się z wielkiego i bardzo wygodnego łóżka wróciła do łazienki, by zacząć się przygotowywać. Musiała poświęcić naprawdę dużo czasu swoim długim, blond włosom, by wyglądały zadowalająco. To była jedna z niewielu rzeczy, którym poświęcała tak dużo uwagi. Włosy były jej dumą i wizytówką. Nie mogły wyglądać źle, być poplątane czy nie daj boże tłuste. W kwestii makijażu doszła do takiej wprawy, że mogła się malować nawet przez sen. Godziny spędzone przed lustrem na ćwiczeniu kresek na powiekach, czy podkreślaniu oczu czarną kredką opłaciły się. Teraz zajmowało jej to znaczniej mniej czasu. Na sam koniec zostawiła wybór ubrania. Spakowała dwa różne komplety ubrań, by mieć z czego wybierać. A choć wybór ten był ograniczony to i tak miała problem. Dopiero zerkając na telefon i widząc wyświetlającą się na ekranie godzinę zdecydowała się na zestaw numer dwa. Wychodząc z łazienki usłyszała pukanie do drzwi. Z uśmiechem chwyciła swoją torebkę i klucze od pokoju.

- Już myślałem, że będę musiał wieki czekać, aż się naszykujesz. Jestem pod wrażeniem – powiedział David całując siostrzenicę w czoło. - Gotowa na koncert?
- Jeśli po drodze nie zwrócę swoich wnętrzności, to tak – uśmiechnęła się blado i ruszyła za wujkiem. Aż oniemiała widząc piękną, czarną limuzynę, która czekała pod hotelem.
- Tym jedziemy na koncert?
- To wielki dzień, który wymaga odpowiednich środków.
- Dziękuję.


Czuła się, jak w bajce o kopciuszku. Miała tylko nadzieję, że jej limuzyna z wybiciem północy nie zamieni się w dynie a ona dalej pozostanie księżniczką.

Bill chodził nerwowo po garderobie. Nigdzie nie mógł znaleźć Davida, a do koncertu zostały raptem dwie godziny. Musieli ostatni raz sprawdzić odsłuch, bo za chwilę stado rozwrzeszczanych fanek wleje się na halę oczekując koncertu swoich idoli.
- Gdzie on jest? - powtarzał aż do znudzenia Czarny patrząc po wszystkich członkach zespołu. Tom siedział zamyślony w kącie i zdawał się nie zauważać desperacji w głosie brata. George coś mruczał w odpowiedzi a Gustav po prostu spał ładując baterie przed koncertem. Zrezygnowany Bill opadł na kanapę obok George'a i postanowił czekać.
- No panowie jesteście gotowi? Odsłuchy sprawdzone teraz tylko czekać aż hala się zapełni i możemy dać show – powiedział David wpadając do garderoby. By uniknąć zbędnych pytań na temat jego nieobecności postanowił zająć się samemu sprawdzeniem odsłuchu.
- Gdzie byłeś tyle czasu? - zapytał z oburzeniem Bill. Bardzo nie lubił, gdy nie wiedział, co się wokół niego dzieje.
- Miałem pewną pilną sprawę do załatwienia i postanowiłem samemu zająć się odsłuchem, by dać wam więcej czasu na relaks przed koncertem.
Bill już się więcej nie odezwał, choć było po nim widać, że wciąż coś mu nie pasuje w tym usprawiedliwieniu. Nie było jednak czasu, by się nad tym głowić. Za chwilę mieli wyjść na scenę i po raz kolejny ponieść tłum swoją muzyką. Teraz tylko to miało znaczenie. Czarny wyszedł do pomieszczenia obok, by rozgrzać głos a Tom i Georg wzięli się za ostatnie strojenie swoich gitar. Gustav, który wreszcie się obudził zaczął owijać swoje palce plastrem, by uniknąć nieprzyjemnych otarć. Lada moment wszyscy będą gotowi.

Kilkanaście minut denerwującej ciszy. Zniecierpliwienie, pojedyncze piski. A ona po prostu się wyciszyła czekając, aż jej przyjaciele znajdą się na scenie – tam, gdzie od zawsze było ich miejsce.

Stojąc na scenie i patrząc na tłum, który przyszedł tu dla nich zastanawiał się, dlaczego wciąż to robią. Niby to kochają, ale jaki to teraz ma sens? Pamiętał dzień, w którym ona odeszła. Tak wiele się wtedy zmieniło. Nagle świat stracił swój kolor i blask. Marzenia przestały mieć znaczenie. Odliczał dni do jej powrotu, choć nie znał daty. Spojrzał jeszcze raz po tłumie i przez chwilę wydawało mu się, że widzi blask jej pięknych oczu, jednak gdy spojrzał jeszcze raz w to samo miejsce nie dostrzegł jej. Może tylko mu się wydawało?

Jak oszukać wyobraźnie, gdy serce przez łzy widzi prawdę?

To było, jak sen – widzieć ich na scenie uśmiechniętych i spełnionych. Obserwowała czujnie bliźniaków chcąc zapamiętać, jak najwięcej. Przez chwilę zdawało jej się, że Tom patrzy wprost na nią, więc szybko zmieniła swoje miejsce, by przypadkiem jej nie dojrzał. Choć wątpiła, że z tej odległości mógł ją rozpoznać, to wolała nie ryzykować. Resztę koncertu obejrzała stojąc z boku. Gdy nadszedł czas na ostatnią piosenkę David podszedł do niej i wytłumaczył, jak ma się wydostać z hali do limuzyny, która na nią czeka. Wskazał przy tym dość młodego, rosłego ochroniarza, który miał jej pomóc. Uśmiechnęła się do niego delikatnie a potem całą uwagę skupiła na ostatnim utworze. Nie chciało jej się wierzyć, że będzie musiała czekać jeszcze rok, by móc znowu ich zobaczyć.

Kłody pod nogami i promyk nadziei. Czy starczy jej sił, by wciąż czekać?

Pożegnanie z Davidem i powrót do szarej rzeczywistości wcale nie był taki prosty. A mimo to nie potrafiła żałować tego, że tam pojechała. Teraz pozostało jej tylko poczekać piętnaście miesięcy, spakować walizki i wrócić do domu.
Zastanawiała się, czy wiele się tam zmieniło. Niektóre wspomnienia przysłoniła mgła, inne nieco się rozmazały. Jednak siedem lat to bardzo długo a umysł dziecka choć chłonny to nie zawsze odzwierciedla rzeczywistość. Czy nie rozczaruje jej to, co ujrzy, gdy wysiądzie z samochodu wujka? Jak będzie wyglądać jej pierwsze spotkanie po latach z bliźniakami? Miała w głowie kilka scenariuszy, ale żaden nie wydawał się wystarczająco dobry.


Wierzyła, że w końcu nadejdzie dzień, w którym spełnią się jej sny.

- Musisz mi opowiedzieć, jak było – zawołała Kucia, gdy tylko spotkały się w poniedziałek w szkole. - Cały weekend próbowałam się do Ciebie dodzwonić. Czemu nie odbierałaś?
- Wybacz, musiałam sobie parę rzeczy poukładać – powiedziała Taylor i uśmiechnęła się przepraszająco. Ania tylko westchnęła i postanowiła odpuścić. Gdy blondynka będzie gotowa, to sama wszystko powie. A tymczasem musiały iść na lekcje, które dzisiaj ciągnęły się, jak nigdy. A może ona wcześniej tego po prostu nie zauważała? Jak wiele rzeczy jej umknęło, gdy zamknięta w sobie czekała na przyjaciół, którzy ociągali się z realizacją marzeń? A jeśli już nigdy nie będzie miała szansy przeżyć tego, co po prostu ją minęło? I nagle zaczęła się bać. Tyle lat uparcie wierzyła w przyjaźń, choć nie miała pewności, że ona wciąż między nimi istniała. I nie miała szansy się o tym przekonać, póki nie wróci do Niemiec. A to oznaczało jeszcze kilkanaście miesięcy zawieszenia między fikcją wytworzoną przez wspomnienia a brutalną rzeczywistością, której brakowało kolorów.


Chwile są ulotne. Jeśli pozwolimy im umknąć już nigdy ich nie dogonimy.

28.10.2012

Rozdział 6

Z dedykacją dla tych, co czytają i komentują :)





Niecierpliwe odliczanie dni do wyjazdu mamy wypełniały Taylor cały czas. W tajemnicy planowała dokładnie swój wyjazd. Wiedziała już, o której ma pociąg do stolicy. David znał godzinę jej przyjazdu i miał czekać w dworcowej kawiarni. Kucia mimo wszystko miała nadzieję, że blondynka będzie się dobrze bawić i wie, co robi. 

Ten jeden raz od niemal siedmiu lat posłuchała głosu serca, nie rozumu. Nie liczyła się z konsekwencjami.

Czwarty kwietnia powitał ją ponurymi, deszczowymi chmurami. A mimo to dziewczyna uśmiechała się radośnie i nucąc pod nosem przygotowywała się do wyjazdu. Miała półtorej godziny do odjazdu pociągu, więc nie spiesząc się wykonywała wszystkie czynności. Torba czekała spakowana od chwili, gdy jej mama wyjechała na szkolenie. Z wrażenia nie była w stanie zjeść śniadania, więc spakowała kanapki do torby mając nadzieję, że w czasie drogi wróci jej apetyt. Powyłączała wszystko, co nie powinno pozostać włączone. Mogła spokojnie ruszać w stronę dworca. Chwyciła torbę, zarzuciła torebkę na ramię i zamykając za sobą drzwi od domu niemal zbiegła po schodach niskiej, starej kamienicy i wyszła na szarą, ponurą ulicę. Raźnym krokiem ruszyła w stronę dworca. Z każdą chwilą jej serce łomotało coraz mocniej.

Robiła dobrze czy źle? Powinna się z nimi spotkać? Miała wybór, czy potrafiła dobrze wykorzystać szanse?

Warszawa mimo wszystko jej nie zachwyciła. Była równie ponura i szara, jak Poznań, który parę godzin temu opuszczała. A mimo wszystko niemal rozpłakała się, gdy znalazła kawiarnię, w której czekał już na nią wujek. Wtuliła się w jego ramiona nie mogąc uwierzyć, że wreszcie go zobaczyła. Minęło przecież tyle czasu.

- Ale wyrosłaś malutka. Nie poznałbym Cię, gdyby nie te oczy – powiedział z uśmiechem David i zaproponował jej coś do picia. Poprosiła o gorącą czekoladę i czekając na zamówienie opowiadała w skrócie wujkowi, co się istotnego działo w jej życiu przez ten czas. Wbrew pozorom nie było wiele do opowiadania. Stroniła przecież od ludzi, prawie nie wychodziła z domu i pilnie śledziła muzyczny świat, by nie przegapić narodzin jej przyjaciół. David śmiał się, słuchając, jak blondynka z uporem maniaka kupowała wszystkie możliwe, śmieciowe gazety, w których pojawiały się wzmianki o nowych zespołach. Prawie się popłakał ze śmiechu, gdy opowiadała, jak natknęła się na pierwszy artykuł o nich, zapomniała o przyjaciółce i wróciła do domu, by na spokojnie o tym poczytać. Dopiero wtedy jej życie nabrało koloru.
- Jaką podjęłaś decyzję? - zapytał w końcu. Dziewczyna spodziewała się, że będzie chciał wiedzieć. A ona w ostatniej chwili zmieniła decyzję.
- Nie chcę, by wiedzieli, że tu jestem – powiedziała cicho spuszczając wzrok. David zrozumiał. W końcu minęło tyle czasu. Nie była jeszcze gotowa, by odzyskać ich tylko na chwilę. Miał nadzieję, że już za rok będą wnosić jej walizki do domu i śmiać się z czasu, który musiała spędzić tutaj. 


Jak można jednocześnie pragnąć czegoś i przed tym uciekać?

Tom nie mógł spać. Coś cały czas nie dawało mu spokoju. Miał wrażenie, że gdzieś blisko jest Taylor, co było przecież absurdem. Niby dlaczego miałaby tu być? A mimo to czuł się tak, jak zawsze, gdy ona była obok. Niemal zapomniał, jak to jest. Westchnął cicho i zajrzał do pokoju obok, który zajmował jego brat. Bill wciąż smacznie spał mrucząc coś niezrozumiałego przez sen. Blondyn wycofał się i wrócił do siebie. Postanowił poczekać na Davida i dowiedzieć się, o której mają próbę dźwięku. Ostatnio nie miał głowy do tych rzeczy. Z trudem docierało do niego, co się dzieje wokół. Choć dopiero zaczęli trasę on chciał już wrócić do domu. Zaszyć się w swoim pokoju i wciąż od nowa tonąć we wspomnieniach tęskniąc za straconym dawno temu dzieciństwem. 

Bo wszystko skończyło się, gdy ona wyjechała.

Taylor niecierpliwiła się. Jechali już bardzo długo do hotelu, który wynajął jej wujek. Miała nadzieję, że znajdował się blisko miejsca, w którym grali koncert. Poinformował ją, że gdy tylko pokaże jej co i jak, musi wracać do bliźniaków, bo mają próbę dźwięku, ale przyjedzie do niej wieczorem i zabierze na kolacje a następnego dnia odstawi na koncert, by nie musiała stać godzinami w tłumie, który już dzisiaj zebrał się pod Torwarem. Blondynka była mu za to naprawdę wdzięczna.

- Zadzwonię do Ciebie, jak skończymy próbę dźwięku. Trzymaj się malutka i nie szalej. Bierz wszystko, na co będziesz miała ochotę. Ja stawiam – powiedział z uśmiechem mężczyzna i przytulając siostrzenicę po raz ostatni wyszedł z jej hotelowego pokoju wracając do innego, znajdującego się raptem dwie ulice dalej, gdzie jego małe gwiazdy niecierpliwie czekały na próbę.

Tay rozglądała się po ogromnym pokoju i nie mogła wyjść z podziwu. Wujek musiał zapłacić majątek, by ona mogła spędzić tu dwie noce. Nie chciała jednak teraz o tym myśleć. Rozejrzała się, rozpakowała i zeszła na dół do bufetu. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo jest głodna. Nie wytrzymałaby do kolacji. Zamówiła sobie frytki z rybą i czekając przyglądała się ludziom, którzy tak, jak ona znaleźli schronienie w tym miejscu. Na ogół byli to ludzie dość zamożni. Dziewczyna czuła się wśród nich dziwnie. W swoich długich, nieokiełznanych blond włosach, czarnym dość mocnym makijażu i ubraniach a'la punk wyróżniała się. Dawała mocny kontrast temu dystyngowanemu towarzystwu. Postanowiła jak najszybciej zjeść zamówione jedzenie i wrócić do swojego pokoju. Modliła się, by czas do powrotu Davida szybko jej przeleciał, bo inaczej dostanie do głowy w tym hotelowym pokoju. Dopiero wracając z bufetu zerknęła na kluczyk, by sprawdzić numer pokoju i aż przystanęła z wrażenia.
- No to się wujek postarał - zaśmiała się cicho i ruszyła na czwarte piętro do pokoju numer 483.


Czy to nie dziwne, że drobne, płynące z serca gesty cieszą nas bardziej, niż drogie, okazałe prezenty?

Próba się powiodła. Nie było zbędnych komplikacji. Raz dwa udało im się dogadać z ludźmi, którzy z nimi współpracowali. Wszystko przebiegło sprawnie i w sympatycznej atmosferze. Uśmiechnięci wracali do hotelu, gdzie mieli wypocząć przed jutrzejszym koncertem. Im jednak nie chciało się spać.
- Może spotkamy się u kogoś w pokoju i w coś zagramy zanim pójdziemy spać? Rzadko zdarza nam się luźniejszy wieczór. Trzeba to wykorzystać – zaproponował George zerkając na przyjaciół. Bill zapalił się do tego pomysłu i teraz szarpał brata za obszerną bluzę namawiając, by do nich dołączyć. Tom dla świętego spokoju potwierdził swoją obecność i ponownie zapatrzył się w okno. Miał nadzieję, że szybko im się znudzi i będzie mógł pójść spać. Chciał mieć ten koncert z głowy i pojechać dalej. Wciąż męczyło go to dziwne uczucie i liczył, że gdy tylko opuszczą granice Polski ono zniknie.


To było dla niego katorgą. Czuć ją nie mogąc zobaczyć.

Bill czuł, że coś złego dzieje się z jego bratem. Dlatego za wszelką cenę próbował go wyciągać na wszystkie wieczory, które spędzali razem. Wiedział, że to musiało mieć związek z Taylor. Sam podświadomie czuł jej obecność i miał nadzieję, że będzie na ich koncercie. Nawet jeśli nie będzie okazji, by się spotkać. Chciał, by mogła ich usłyszeć i zobaczyć na własne oczy, jak wiele jej zawdzięczają. 

Bo nie byłoby ich tutaj, gdyby nie ona. Jej wiara i nadzieja. Bez swojego anioła nadal tkwili by w Loitche i grali w garażu dla rodziny i znajomych.

16.10.2012

Rozdział 5


Taylor nawet nie wie, kiedy przeleciał styczeń i do kalendarza zajrzał luty obiecując nadejście wydarzenia, na które blondynka czekała od tak dawna. Pod koniec miesiąca miała do sklepów trafić druga płyta bliźniaków. Nie mogła się doczekać, by ją kupić i przesłuchać. Pokochała utwory z pierwszej płyty, widząc w nich coś, czego nikt inny nie był w stanie dostrzec. Wierzyła, że ich kolejne dzieło będzie jeszcze lepsze a utwory uchylą przed nią rąbka tajemnicy mówiącego o ich obecnym życiu, w którym niestety nie miała okazji brać udziału. Kucia nie rozumiała jej podekscytowania. Mimo tego, że Taylor wytłumaczyła jej wszystko i opowiedziała niemal całe dzieciństwo dziewczyna nadal podchodziła do wszystkiego sceptycznie sądząc, że chłopacy pewnie już o niej zapomnieli zbyć zajęci sławą i tworzeniem muzyki. Radziła jej, by nie łudziła się, że może być inaczej. Minęło sporo czasu odkąd ostatni raz się widzieli. I oni i ona się zmienili. Ale blondynka nie chciała wierzyć w to, co mówiła jej Ania. Znała ich za dobrze, by sądzić, że byli zdolni zapomnieć. Była naiwna, ale to dawało jej siłę.

Kilka wspomnień tamtych chwil, które dają siłę, by dalej żyć. Kilka wspomnień i obrazów, które ma przed oczami za każdym razem, gdy myśli o domu.

Wydanie płyty było wielkim wydarzeniem. Mówili o tym wszędzie. W prasie, telewizji, radiu. Choć na co dzień nikt nie przyznawał się do słuchania ich muzyki, to tego dnia fanów było zatrzęsienie. Kolejki w sklepach długością przypominały te za czasów komuny, a ludzie niecierpliwili się poganiając kasjerów, bo każdy chciał już wrócić do domu i na spokojnie wgłębić się w nową dawkę energii. Blondynka przeskakiwała z nogi na nogę próbując zająć jakoś czas. Kucia mimo szczerych chęci nie była w stanie jej towarzyszyć tego dnia. Miała wizytę u lekarza, której nie mogła przełożyć, dlatego dziewczyna zerkała co chwilę na zegarek i modliła się, by wreszcie nadeszła jej kolej. Wcale nie musiałaby kupować tej płyty. David mógł jej wysłać jedną, ale wtedy jej mama dowiedziałaby się, że mają kontakt. Nie mogła aż tak ryzykować. Wolała odstać w kolejce tyle, ile trzeba i mieć pewność, że jej planom nic nie zagrozi. Gdy wreszcie zapłaciła niemal na skrzydłach poleciała do domu i zamknęła się w swoim pokoju wkładając płytę do odtwarzacza. A potem zatonęła w dźwiękach, słowach i całokształcie pozwalając, by to wszystko ją przeniosło do miejsca, za którym tęskniła każdego dnia od siedmiu już lat.


Jeszcze tylko parę chwil i znów będzie tam, gdzie od dawna chciała być.


- No panowie szykujcie się. Na dniach ruszamy w trasę. Praktycznie na samym początku zaliczymy koncert w Polsce. To dla was szansa, by zdobyć tam jeszcze więcej fanów. Powinniście być z nich dumni. Zawzięcie walczyli, byście mogli u nich wystąpić – powiedział David, gdy pojawił się popołudniu w studiu, gdzie mieli ostatnie spotkanie przed wyjazdem.
- Na to liczymy David – powiedział Bill uśmiechając się delikatnie. Nazwa państwa coś mu mówiła, ale nie był w stanie z niczym jej sobie skojarzyć. Jego brat siedział zamyślony obok i zdawało się, że żadne z wypowiedzianych przed chwilą słów do niego nie dotarło. Zawzięcie próbował sobie przypomnieć, gdzie mieszkała ciocia Taylor, by sprawdzić czy zagrają tam koncert, ale tak naprawdę nie miał pewności, że nadal tam jest. Przecież mogła się przeprowadzić.
Gdy wrócili do domu zamknął się w swoim pokoju i postanowił dokończyć pakowanie. Znając życie będzie musiał pomóc Billowi, żeby udało im się wyjechać na czas. Jeśli idzie o pakowanie to Czarny był w tym koszmarny. Najchętniej zabrałby ze sobą wszystko, choć najnormalniej w świecie nie ma na to miejsca w ich busie.


Kilka tygodni z dala od domu. Koncerty, fani, podróżowanie. Kolejne miasta, państwa do odhaczenia na liście. Co jeszcze zostało im do zdobycia? Poza marzeniami, których spełnić nie są w stanie?


-
Tak wujku słyszałam o tym... Nie wiem, czy mi się uda. Wiesz, jaka jest mama. Nie mogę jej nawet słowem wspomnieć o tym zespole, bo zaraz wyszuka ich na necie i odkryje prawdę... Spróbuję coś wykombinować, ale to naprawdę daleko... Też za Tobą tęsknie. Dam Ci znać, jak coś wymyślę. Pa.

Taylor odłożyła telefon i spojrzała smętnym wzrokiem na komputer. Tydzień temu dowiedziała się, że bliźniacy zagrają w Polsce. Niestety koncert miał odbyć się w stolicy, do której miała spory kawałek i wątpiła, że uda jej się zniknąć niezauważoną na przynajmniej dwa dni. Zwłaszcza, że koncert odbywał się w tygodniu. Nie mogła więc powiedzieć mamie, że idzie na noc do Kuci. Myślała i myślała, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Była bliska poddania się, ale jej smutki i żale musiały poczekać. Jane wróciła do domu i koniecznie chciała porozmawiać z córką. Blondynka niechętnie zeszła na dół i usiadła w swoim ulubionym fotelu spoglądając na mamę.


Jakim cudem mogła kogoś kochać i jednocześnie nienawidzić? Kochać za dane życie i nienawidzić za odebranie tego, co kochała najbardziej. Przyjaciół.

-
Właśnie się dowiedziałam w pracy, że będę musiała na początku kwietnia wyjechać na tydzień na szkolenie – powiedziała bez ogródek i zerknęła na córkę. Wiedziała, że jest już dużą dziewczynką i poradzi sobie bez niej te kilka dni. Mimo wszystko chciała mieć pewność, że Taylor rozumie powagę sytuacji.
- Kiedy dokładnie jedziesz? - zapytała niby obojętnym tonem. Choć serce chciało jej wyskoczyć z piersi ze szczęścia nie mogła tego pokazać mamie. Wiedziała, czego od niej oczekiwała. Powagi i odpowiedniego podejścia do sprawy. Inaczej gotowa była zabrać ją ze sobą. A być może właśnie nadarzyła się okazja, by odwiedzić stolicę.
- Pierwszy tydzień kwietnia. Czyli za czternaście dni. Poradzisz sobie?
- Jeśli zostawisz mi pieniądze na przeżycie to tak. Przecież wiesz, że zawsze sobie radzę.
- Wiem kochanie. Zostawię Ci tyle, ile będziesz chciała, byś nie musiała z niczego rezygnować.
- Dziękuję mamo – powiedziała Taylor i z uśmiechem na ustach wróciła do swojego pokoju. Już chciała dzwonić do Davida, ale przypomniała sobie, że mama jest w domu i może coś usłyszeć. Nie chcąc się zdradzić wystukała krótką wiadomość:


„Mama jedzie na szkolenie! Będę w Warszawie 4 kwietnia. Zaraz zarezerwuję sobie pokój w hotelu na dwa dni.”

„Hotelem się nie martw, ja wszystko załatwię. Daj mi później znać, o której będziesz na dworcu, to Cię odbiorę. Do zobaczenia.”


Blondynka odłożyła telefon na biurko i ruszyła w stronę szafy, by zobaczyć, czy będzie miała, co ze sobą zabrać na koncert. Po krótkiej chwili stwierdziła, że będzie musiała wybrać się na zakupy.
- Mamo! Muszę iść na zakupy. Dasz mi coś kasy? - zawołała jednocześnie schodząc na dół. Rodzicielka wciąż siedziała w salonie i zawzięcie notowała w swoim notesie. Machnęła tylko ręką w stronę torebki dając blondynce znać, by wzięła tyle, ile jej trzeba. Dziewczyna obsłużyła się i bez słowa wyszła z domu. W drodze do centrum napisała do Ani sms, czy nie chce jej potowarzyszyć. Na odpowiedź nie musiała czekać długo i chwilę później razem buszowały po olbrzymim poznańskim Browarze. W międzyczasie dziewczyna opowiedziała przyjaciółce, o swoim planie. I choć Kucia wciąż sceptycznie do tego podchodziła, to Tay cieszyła się, że znowu zobaczy ukochanego wujka. Sama nie wiedziała, czy chce spotkać się z chłopakami, czy woli poczekać jeszcze rok i zobaczyć się z nimi w domu. Byłoby jej trudniej przetrwać ten czas wiedząc, że oni czekają niecierpliwie na kolejne spotkanie. Choć nie mówiła o tym głośno, to czasem nachodziła ją niepewność. A jeśli oni naprawdę zapomnieli?


Czy można zapomnieć o swoim Aniele, który uczynił marzenia rzeczywistością? Czy można zapomnieć o kimś, kto dzielił z Tobą wszystko? Można, czy nie?

Choć uwielbiali grać koncerty i cieszyli się, że z każdym dniem mają coraz więcej fanów, to czasem marzyli o tym, by na jeden dzień wszyscy zapomnieli o tym, kim oni są. Jeden dzień bycia anonimowym. Choć za wszelką cenę starali się być sobą, to media na każdym kroku starały się wytknąć im sztuczność. Uważali, że wygląd Billa ma celowo przyciągać uwagę a Tom sam rozpuszcza plotki o swoich podbojach, by wszyscy mieli go za boga seksu. Nie było w tym ani krztyny prawdy, ale niewiele mogli z tym zrobić. Ludzie wierzyli w to, co chcieli wierzyć. Nikogo nie obchodziła prawda. Nikt nie chciał czytać o tym, że Bill był taki od zawsze a Tom wciąż czekał na tą właściwą dziewczynę mimo tego, że dostawał morze propozycji od fanek. W świecie, w którym teraz żyli prawda znaczyła najmniej. A że oni twardo jej bronili i z wieloma rzeczami się nie zgadzali, media próbowały na siłę szukać błędów, które popełniali. To był wyścig szczurów, w którym nie było wygranych. Tracili wszyscy bez wyjątku.

Wszystko ma swoją cenę. Nawet spełnianie marzeń. I oni doskonale o tym wiedzieli. Mieli tylko nadzieję, że wśród morza nieprzyjaznych dusz znajdą osoby, które będą znały prawdę. Przyjaciół, którzy cenią ich za to kim są. Póki co byli tylko ludzie, którym zależało na ich sławie i pieniądzach. A nie tak powinno być.

4.10.2012

Rozdział 4


- Tay gdzieś ty wczoraj przepadła? Czekałam na ciebie, ale nie przyszłaś, więc zeszłam na dół cię popędzić. I nie uwierzysz, ale cię tam nie znalazłam. Czekam na jakieś wyjaśnienia.
Dziewczyna była naprawdę wkurzona. Uwielbiała blondynkę, choć zdawała się być zamknięta w sobie i niewiele mówiła o przeszłości. Miała nadzieję, że jeśli wykaże się cierpliwością to zyska zaufanie Taylor i przepustkę do tajemnic, które trawiły ją każdego dnia.
Blondynka bez słowa podała Kuci gazetę, która wczoraj tak nią wstrząsnęła. Otwarła na artykule o bliźniakach i kazała czytać.
- Nie bardzo rozumiem, dokąd zmierza twój tok rozumowania. Ja cię pytam o wczoraj a ty mi pokazujesz artykuł o jakimś dziwnym zespole – powiedziała ostrożnie Ania. Zaczynała sądzić, że jej koleżanka powoli dostaje świra od ciągłego zamykania się na ludzi.
- Ci dwaj – wskazała palcem na blondyna w dredach i czarnego, z fryzurą z mangi – ja ich znam. To moi przyjaciele z Niemiec. Nie mogę uwierzyć, że im się udało.
- O rety – wyszeptała tylko Ania i jeszcze raz przyjrzała się chłopakom. A potem zasypała znajomą gromem pytań odnośnie ich przyjaźni. Poczuła, że wreszcie otwarły się przed nią wrota do serca blondynki i nie zamierza zrezygnować z możliwości dowiedzenia się wszystkiego.
Spędziły całą sobotę rozmawiając o przeszłości, którą Taylor tak skrzętnie przed wszystkimi skrywała. Dopiero teraz, widząc jej przyjaciół uśmiechających się z okładki mogła odetchnąć i wyjawić komuś obawy, które ją zjadały.


Wreszcie poczuła, jak ogromny kamień spadł jej z serca. Była wolna, bo oni się spełnili. A gdy spełniali się oni spełniała się i ona. Tak działała, działa i działać będzie ich przyjaźń.

- Myślisz, że ona gdzieś tam jest? - zapytał Bill, gdy razem z bratem wracali z mini trasy do domu. George i Gustav byli już w swoich domach. Ostatnim przystankiem na liście ich busa było niewielkie Loitche, w którym wciąż stał ich rodzinny dom oraz inny, oddalony o dwa numery, który sześć lat temu zamieszkiwany był przez ich przyjaciółkę.
- Oczywiście, że tak Bill. Skąd w ogóle ten pomysł? Obiecała, że o nas nie zapomni. Ufam jej. Wróci tu po prostu musimy jeszcze poczekać.
Czarny nie odezwał się już więcej analizując słowa brata. Tom tak uparcie wierzył w powrót blondynki. Tylko, gdy zaczynali rozmawiać o niej, jego oczy skrzyły się tym blaskiem, którego od tak dawna nie oglądał na co dzień. I chciał, tak jak brat, wierzyć, że ona mimo wszystko czuwa nad nimi i bez względu na to, gdzie teraz jest pamięta.


Bo obietnice składane przyjaciołom to świętość. Nie wolno ich łamać, choćby zależało od tego nasze życie.

Krzyki, piski, mdlejące nastolatki. Sesje zdjęciowe, wywiady, koncerty. Ich sława z każdym dniem była większa. Ich muzyka powoli opanowywała Europę, ale mieli ambicje, by zajść jeszcze dalej. Skupili się na koncertowaniu i promowaniu swojej pierwszej płyty, by w ciszy i spokoju zacząć pracę nad kolejną, która pozwoli im wznieść się ponad szarą rzeczywistość i sprawi, że usłyszy o nich nie tylko Europa, ale i świat. Potrzebowali takiej płyty, która pozwoli im błyszczeć tak jasno, by nikt nie był w stanie ich przeoczyć. Marzyła im się wielka trasa po Europie, sława w Stanach i koncert w Tokio. Ale czołowe miejsce na liście marzeń dwóch bliźniaków, bez których ten zespół by nie powstał, wciąż zajmowała ona.
- Chłopcy spójrzcie, co znalazłam – powiedziała Simone przychodząc do salony z wielkim pudłem. Od kilki dni starała się uporządkować nieco dom. Udało jej się zapanować nad chaosem, który panował w garażu i pokoju gościnnym. Kolejny na liście był strych, na który ostatni raz ktoś zaglądał chyba sześć lat temu.
- Co to mamo? - zapytał Bill a jego oczy zabłyszczały. Uwielbiał takie skarby, które po latach wygrzebywało się spod warstwy kurzu. Były niczym wehikuł czasu, który pozwalał choć na chwilę cofnąć się w przeszłość.
Kobieta bez słowa postawiła przed nimi karton i wróciła na strych, by zająć się resztą. Tak naprawdę zależało jej, by uporali się z tym sami. Potrzebowali tego. Widziała, jak bardzo się męczyli każdego dnia przez ostatnie sześć lat. Tęskniąc i czekając na jakiś znak od niej.
Tom zajrzał do pudła, które stało na stole i znieruchomiał. Po chwili jednak uniósł dłoń i sięgnął nią coś, co okazało się być zdjęciem. Bill otworzył szeroko usta spoglądając na trzymaną przez brata fotografie. Ich wspólne zdjęcie. Zajrzał do kartonu i westchnął cicho. Było wypełnione wszystkim tym, co kojarzyło im się z Taylor. Jakiś miesiąc po jej wyjeździe postanowili wszystko spakować i wynieść na strych, by nie sprawiało im bólu za każdym razem, gdy na to spojrzą.


A teraz wszystkie wspomnienia wróciły. Przez te lata starali się o niej zapomnieć jednocześnie mając pretensje, że to ona zapomniała o nich. Jak mogli jej coś takiego zrobić?

- Jesteśmy skończonymi idiotami – podsumował Tom odsuwając od siebie pudło. Jak mógł próbować zapomnieć o jedynym aniele, który uczynił ich życie prostszym? Niestety nie dane mu było dalej się biczować, bo do salonu wpadł David – ich manager. Osoba, która wyniosła ich ponad przeciętność.
- Chłopaki mam wspaniałe wieści. Parę krajów Europy domaga się waszego koncertu, więc trasa z nową płytą zyska całkiem nowy wymiar. Trzeba dograć ostatnie utwory i zacząć próby przed wyjazdem. Nie ma czasu na obijanie się. Jutro widzimy się w studiu o ósmej.
I wybiegł zostawiając ich z natłokiem myśli.
- Sądzisz, że uda nam się zagrać tam, gdzie ona teraz jest?
- Mam nadzieję, że gdziekolwiek jest dotarła do niej wiadomość, że nam się udało. Chciałbym, żeby była z nas dumna – powiedział Bill i wstał udając się do swojego pokoju. Było już dosyć późno a skoro David chciał ich widzieć tak wcześnie w studiu to musiał się porządnie wyspać.
Tom natomiast patrzył się pustym wzrokiem na karton, który zawierał esencję ich życia. Może i był naiwny, ale nie chciał tracić tych ostatków wiary, które pokładał w ich blondwłosego zbawiciela.


Taylor była podekscytowana. Odkąd tylko natknęła się na artykuł o bliźniakach pilnie śledziła wszystkie wzmianki na ich temat. Już niedługo mieli wydać nową płytę i ruszyć w trasę po Europie. Naiwnie liczyła, że zagrają w Polsce. W końcu fanów mieli tutaj całkiem sporo, więc to mogło się udać. I nie ważne dla niej było, gdzie ten koncert w Polsce się odbędzie, bo ona i tak się na nim pojawi. Choćby miała później do osiemnastki mieć szlaban.
Zerknęła tęsknie w stronę albumu, który nieco zakurzony kusił ją swoją zawartością. Gdy nadchodziły te gorsze dni a ona nie była w stanie wytłumaczyć Kuci, co się z nią dzieje, siadała na parapecie z albumem w ręce i sącząc gorące kakao kartkowała wspomnienia pozwalając łzą spływać swobodnie po jej bladych policzkach. Tak bardzo za nimi tęskniła. Miała aby nadzieję, że oni jeszcze o niej nie zapomnieli.


Będziemy istnieć, póki ktoś będzie o nas pamiętać. Dlatego tak ważna jest przyjaźń. Ona zapewnia nam nieśmiertelność.

Kilka kolejnych tygodni przeleciało jej przez pale i nawet nie wiedziała kiedy do kalendarza zawitał grudzień niosąc ze sobą chłód i przedsmak świąt. Czas, na który Taylor wcale nie czekała. Odkąd spędziła święta z Kaulitzami sześć lat temu żadne inne nie były dla niej wystarczająco dobre, by się uśmiechać i udawać, że wszystko gra. Nie radziła sobie ze swoim życiem. Wciąż miała wrażenie, że czegoś w nim brakuje. Odliczała dni do uzyskania pełnoletności, by móc spakować walizki i wrócić tam, gdzie jest jej miejsce. Do Niemiec. W tajemnicy przed mamą znalazła numer do wujka Davida i kontaktowała się z nim uzgadniając wszelkie szczegóły. Ich sekretne rozmowy trwały od momentu, gdy Tay przeczytała materiał o chłopakach i zadzwoniła, by mu podziękować, że dotrzymał danego słowa. Sam David choć bardzo chciał, nie miał jak jej o tym poinformować, bo Jane odcięła się od absolutnie wszystkich i nawet z własnym bratem nie utrzymywała kontaktu. Choć wciąż miała jego numer. David obiecał przyjąć ją do siebie i pomóc znaleźć pracę, na którą się uparła. Chciała płacić za siebie i nie mieć wyrzutów sumienia, choć wujek spokojnie mógł utrzymać ich oboje i nawet by tego nie odczuł. Poprosiła go też, by przed jej przyjazdem przygotował dom. Chciała, by oboje się tam przenieśli. David nie oponował. Wszystko będzie tak, jak ona sobie życzy. Tylko musi podać datę powrotu. A pozostały jej jeszcze niemal dwa lata.

Rozstania istnieją tylko po to, by powroty cieszyły nas jeszcze bardziej.

18.09.2012

Rozdział 3


- David pomoże nam się spakować – powiedziała Jane, gdy jej córka wróciła w piątkowe popołudnie do domu. Dziewczynka tylko kiwnęła głową i udała się do swojego pokoju. Część rzeczy czekała już spakowana w kartonach, by zanieść je do samochodu. Mimo wszystko ciężko jej było tak po prostu wsadzić całe swoje dotychczasowe życie do pudła. Wcale nie chciała wyjeżdżać do cioci. Wolałaby zostać tutaj. Proponowała to mamie. Była pewna, że wujek chętnie by się nią zajął. Jane jednak była nieugięta.
- Nie smuć się mała. Obiecuję, że jak tylko będę mieć taką okazję, to ściągnę cię tu na stałe – powiedział David wchodząc do pokoju dziewczynki. Nie potrafił zrozumieć postępowania swojej siostry, ale starał się ją popierać w podejmowanych krokach. Rozumiał, że chciała odciąć się od przeszłości, ale powinna pozwolić zdecydować Taylor, jak ma wyglądać jej życie. Było mu szkoda siostrzenicy, dlatego obiecał i jej i sobie, że ściągnie ją tu z powrotem.
- Obiecaj mi coś wujku – powiedziała spoglądając niepewnie w stronę drzwi, w których stał David.
- Co tylko zechcesz aniołku.
- Pomożesz Billowi i Tomowi się wybić. Czeka ich wielka kariera. Ja to wiem. Tylko potrzebują pomocy.
- Zrobię co w mojej mocy.
- Dziękuję.


Przyjaciele nie tylko są aniołami, którzy nad nami czuwają. Są też jedynymi osobami, które znają nasze marzenia i pomagają nam w ich spełnianiu.

Śnieg już niemal stopniał pozostawiając po sobie wielkie kałuże i nieprzyjemny widok. Taylor po raz ostatni szła do szkoły. Tom i Bill milcząc kroczyli obok niej. Nie wiedzieli, co powinni powiedzieć. Dla wszystkich to był ciężki dzień. Za dwa dni ich przyjaciółka miała wyjechać bardzo daleko. Choć mieli dwa miesiące, by oswoić się z tą myślą wcale nie było im łatwiej. Wręcz przeciwnie. Czas nieubłaganie gnał do przodu z każdym dniem przypominając im, jak niewiele chwil pozostało.
- Bill obiecaj mi coś – szepnęła dziewczynka wykorzystując chwilę, w której nauczycielka opuściła klasę. Chłopak spojrzał na nią niepewnie, ale skinął głową, by kontynuowała.
- Obiecaj, że się nie poddacie i zrobicie wszystko, by się wybić. Załóżcie zespół, zacznijcie grać. Cokolwiek. Tylko proszę próbujcie do upadłego.
Na te słowa chłopak jedynie objął mocno swoją przyjaciółkę szepcząc ciche „obiecuję”.


Obietnice nie do złamania. Marzenia w zasięgu wzroku. Przyjaźń, której nie zniszczy nic.

Tuląc do siebie przyjaciół nie próbowała powstrzymywać łez. Miała do nich prawo. W jednej ręce ściskała pluszaka od Billa a w drugiej kopertę, w której koślawym pismem Tom naskrobał parę słów, które miały jej o nich przypominać. Zupełnie, jakby była w stanie o nich zapomnieć. Wierzyła, że im się uda. Że jeszcze będzie z nich dumna. Wiedziała, że wujek jej nie zawiedzie i jeśli tylko dadzą mu szanse to im pomoże. Z niecierpliwością wyczekiwała dnia, w którym o nich usłyszy. Oby nie kazali czekać jej długo.
- Będziemy za tobą tęsknić – powiedział Bill ocierając łzy, które rozmazały mu makijaż.
- Obiecaj, że o nas nie zapomnisz – dodał cicho Tom spoglądając na nią.
- Nigdy was nie zapomnę. Wrócę tu zanim zdążycie zauważyć, że mnie nie ma – powiedziała ponownie wtulając się w ich ramiona. Przecież 8 lat to nie tak wiele. Przeleci raz dwa. A wtedy wróci tu i będzie cieszyć się razem z nimi tym, co życie miało im do zaoferowania.


Wyjeżdżała, ale przecież nie na zawsze. Oni wierzyli w to, że wróci. Musieli wierzyć, bo to była jedyna rzecz, która wciąż dawała im siły by walczyć o swoje marzenia. Ona w nich wierzyła. Teraz czas by oni zaczęli powoli się spełniać.

Raptem kilka godzin później wysiadała z samochodu i rozglądała się po niewielkim osiedlu. To tutaj miały tymczasowo zamieszkać. Z cichym westchnieniem chwyciła swój plecak i ruszyła za mamą. Nie przekonywało jej to miejsce, tęskniła za ogrodem i pewnymi bliźniakami, do których miała tak blisko i w każdej chwili mogła do nich wpaść.

- Taylor tak dawno cię nie widziałam. Ale wyrosłaś.
- Prawda? Śliczna z niej dziewczynka.

Mama wraz ze swoją siostrą zachwycały się jej wyglądem a ona marzyła tylko o tym, by pozwolono jej pójść do drugiego pokoju. Chciała w spokoju przeczytać list od Toma. Była ciekawa, co jej napisał.


Hej Aniołku
Strasznie mi głupio pisząc ten list. Nigdy nie sądziłem, że kiedyś nas zostawisz. Strasznie dziwnie będzie chodzić do szkoły tylko z Billem. On nie mówi o tym głośno, ale bardzo to przeżywa. Byłaś dla niego bardzo ważna. Tak samo, jak dla mnie. Ale chyba w nieco inny sposób. Nie wiem, jak to napisać. W sumie mało o tym wiem, ale wydaje mi się, że jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką. Bardzo mi Ciebie brakuje i mam nadzieję, że wrócisz do nas. Do mnie. Bardzo Cię potrzebujemy. Nie zapomnij o nas.
Tom


Miała łzy w oczach czytając te kilka zdań. Nie bardzo rozumiała, o co chodziło Tomowi, ale była mu wdzięczna. Wiedziała, że bez względu na wszystko wróci do nich. Miała tylko nadzieję, że nie zdążą o niej do tego czasu zapomnieć.



Sześć lat później


- Tay pośpiesz się. Ile mam czekać?
- Już idę mamo.
Dziewczyna szybko zbiegła po schodach i łapiąc w locie kanapkę wybiegła z mieszkania. Wiele się zmieniło odkąd wprowadziły się do siostry mamy sześć lat temu. Miały teraz własne mieszkanie, samochód i wszystko, czego potrzeba do szczęścia. Prawie wszystko. Mimo szczerych chęci Taylor nie potrafiła się przed nikim otworzyć. Miała wielu znajomych, z którymi spędzała czas, ale nikt nie zasłużył na miano przyjaciela.

- Nareszcie jesteś. Już myślałam, że nie przyjdziesz.
- Spokojnie Kucia przecież jestem. Korki były – powiedziała blondynka wchodząc za koleżanką do szkoły. Od samego początku złapała z Kucią wspólny język i trzymały się razem. Obie pasjonowały się muzyką i tańcem. Dwa lata temu zaczęły chodzić wspólnie na zajęcia do domu kultury i świetnie sobie radziły.

- Jakie plany na dzisiaj? - zagadnęła Kucia, gdy zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec zajęć tego dnia.
- Sama nie wiem. Chyba wejdę do Empiku po parę gazet. Jestem do tyłu jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju plotki. A potem nie wiem. Może wpadniesz. Obejrzymy jakiś film?
- W sumie dobry pomysł. Idę z tobą. Muszę poszukać jednej książki.

Śmiejąc się i żartując udały się w stronę sklepu. Taylor została na parterze w dziale z prasą a Kucia udała się na piętro. Dziewczyna obiecała, że jak tylko kupi swoje gazety to dołączy do znajomej i pomoże jej w poszukiwaniach. Kucia była strasznie nieufna jeśli idzie o ludzi pracujących w sklepach i nigdy nie prosiła ich o pomoc. Wychodziła z założenia, że wiedzą mniej od niej i aby marnowali jej czas.
Blondynka stanęła przed półką z gazetami i zamarła. Z okładki Bravo uśmiechali się do niej bliźniacy w towarzystwie jakiś dwóch chłopaków. Z początku nie potrafiła zrozumieć o co chodzi. Od trzech lat kupowała wszystkie możliwe gazety szukając choćby wzmianki o jej przyjaciołach. Aż tu nagle znalazła ich. Wreszcie im się udało. Chwyciła gazetę i ruszyła w stronę kasy. Chciała jak najszybciej przeczytać, co tam napisali. Zapominając zupełnie o koleżance, która wciąż buszowała wśród książek, wybiegła ze sklepu i wróciła do domu. Zamykając się w swoim pokoju odetchnęła głęboko i otwarła gazetę. Szybko przebiegała wzrokiem po tekście. Łzy lśniły jej w oczach. Udało im się.


Marzenia się spełniają. Nawet jeśli czasem wydają się nierealne trzeba wierzyć i dążyć do tego, by się urzeczywistniły. Im się udało. Była z nich dumna. Miała nadzieję, że kiedyś będzie miała szanse powiedzieć im to osobiście.

- Bill pośpiesz się.
- Nie gorączkuj się tak już idę.
Obaj wsiedli do małego vana, który stał pod domem. W środku siedzieli już ich przyjaciele, z którymi tworzyli zespół. Do tej pory trudno im było uwierzyć w to, że spełniły się ich marzenia. Gdyby Taylor tu była na pewno śmiałaby się powtarzając, że od początku w nich wierzyła i wiedziała, jak to się skończy. Niestety nie widzieli jej już od sześciu lat. Nie pisała, nie odzywała się. Zdawali sobie sprawę, że winę za to ponosiła jej mama, ale i tak było im przykro. Tom strasznie się zmienił. Zamknął się w sobie i nawet Bill nie był w stanie do niego dotrzeć. Dziewczyny w ogóle go nie interesowały. Z czasem zaczął podejrzewać, że jego brat coś czuł do Taylor. Choć to brzmiało dość absurdalnie. Przecież byli dziećmi.
Kolejna sesja zdjęciowa. Kolejne tłumy fanów. To powoli stawało się ich codziennością, którą pokochali. W końcu tego od zawsze pragnęli. Chcieli tworzyć muzykę, która trafi do milionów. Pokazać, że mają coś do powiedzenia. Że są coś warci. Co prawda nienawiść wobec nich się nasiliła, ale nie przejmowali się tym. Musieli zrezygnować ze szkoły i teraz mieli zajęcia z prywatnym nauczycielem. Nagle okazało się, że nauka nie jest taką złą rzeczą. Bez tych wszystkich ludzi, którzy na każdym kroku im dokuczali i wytykali palcami dało się to jakoś znieść. Simone była z nich bardzo dumna. Wiedziała, że im się uda i nie pozwalała im zwątpić. Zdawała sobie sprawę, że wiele zawdzięczają Taylor, która zaszczepiła w nich niezłomną wiarę i wciąż czuwała nad nimi.


Bo przyjaciele są naszymi aniołami.

10.09.2012

Rozdział 2


Kolejne dni niczym nie różniły się od poprzednich. Chodzili do szkoły, gdzie cieszyły ich tylko przerwy spędzane we własnym towarzystwie. A po szkole wracali do domów. Taylor coraz więcej czasu spędzała u bliźniaków. Unikała tym samym kłótni rodziców, które z dnia na dzień nabierały tempa. Stało się nieuniknione. Pewnego dnia wracając ze szkoły ujrzała ojca, który z kilkoma torbami w dłoniach wychodził z domu.

Ich domu, który miał być przecież azylem a stał się piekłem na ziemi.
Podbiegła do niego i mocno wtuliła się w jego ramiona, które czekały otwarte tylko dla niej. Kilka łez niepostrzeżenie potoczyło się po jej zarumienionych policzkach.
- Nie chcę, żebyś odchodził – wyszeptała spoglądając smutno na ojca. Ten tylko pokręcił głową spuszczając wzrok.
- To niestety nie zależy ode mnie, mój mały aniołku. Tak będzie najlepiej. A teraz zmykaj do domu. Mama ma ci coś ważnego do powiedzenia.

Po tych słowach zebrał swoje rzeczy i ruszył w dół ulicy. Dziewczynka jeszcze chwilę stała spoglądając za nim, a gdy zniknął jej z oczy weszła przez furtkę na podwórko i udała się w stronę drzwi wejściowych.

Jak to możliwe, że jeszcze wczoraj posiadała oboje rodziców i nadzieję na lepsze jutro a teraz czuła, jakby straciła wszystko?
Rzucając plecak w przedpokoju obok przemoczonych butów poczłapała w stronę salonu, w którym siedziała jej matka. W dłoni trzymała kubek z kawą i w pierwszej chwili zdawała się nie zauważyć, że ktoś jeszcze pojawił się w pomieszczeniu.
- Chciałaś ze mną porozmawiać? - zapytała blondynka zajmując miejsce na wprost matki. Czekała w ciszy napinając wszystkie swoje mięśnie. Tak bardzo bała się tego, co za chwilę miała usłyszeć. W wielu kłótniach jej matka mówiła, że się wyprowadzą gdzieś daleko, by zapomnieć o tym koszmarze, który zafundował im jej ojciec. Taylor wcale nie uważała, by to była jego wina. Oboje do tego doprowadzili. I nikt nie zapytał jej o zdanie. Wbrew jej woli zniszczyli nie tylko swoje małżeństwo, rodzinę, ale przede wszystkim jej życie.

Czy już nie pamiętacie jak to kiedyś było
Czy spaliliście nasze zdjęcia
Złamałem deski przed oknami
Zaryglowałem moje drzwi
Wy nie widzicie, że ja już dłużej nie mogę
Wasz świat nie jest moim światem
On mnie wykończył
- Tak, musimy porozmawiać – powiedziała po chwili ciszy Jane spoglądając smutnym wzrokiem na córkę. Wiedziała, że ta znienawidzi ją za to, co zaraz usłyszy, ale nie miały innego wyjścia. Musiała to zrobić.
Wbrew swojej woli

- Jak to się wyprowadzamy? Gdzie? - zapytała roztrzęsionym głosem dziewczynka. Z całych sił starała się opanować łzy, które uparcie cisnęły się jej do oczu.
- Do mojej siostry do Polski.
- Ale przecież to tak daleko. Jak ty to sobie wyobrażasz? Tu mam przyjaciół, których nie chcę zostawiać. I tatę. Dlaczego mi to wszystko odbierasz?!
Jednak nie czekała na odpowiedź. Wybiegła z salonu. Założyła szybko swoje buty i nie sięgając nawet po kurtkę wybiegła z domu. Kierowała się tylko dwa numery dalej do jedynego miejsca, w którym czuła się bezpiecznie.
Do jej prywatnego raju.
Zapukała i przestępując z nogi na nogę czekała, aż ktoś jej otworzy. Po chwili ujrzała czarną czuprynę należącą do jej przyjaciela. Nie potrafiąc już dłużej nad sobą panować rozpłakała się wtulając się ufnie w jego raniona. Szlochała, gdy prowadził ją do salonu. Szlochała, gdy siadali na kanapie. Szlochała, gdy po drugiej stronie poczuła ciepłe ramiona drugiego przyjaciela. Musiała wyrzucić z siebie cały ból, który gromadził się od tak dawna. Musiała, bo inaczej nie będzie w stanie powiedzieć im o tym, co przed chwilą się dowiedziała.
Jej świat runął a ona dusiła się pyłem, który wciąż unosił się w powietrzu. Nie miała już siły. Nie było o co walczyć. Ze opuszczonymi ramionami spoglądała na to, co kiedyś dawało jej szczęście. Teraz to była tylko sterta gruzu.
- Nie możesz się wyprowadzić – powiedział cicho Bill przytulając ją do siebie mocniej. Nie umiał sobie wyobrazić, że mogłoby jej zabraknąć. Już wystarczająco złe było to, że w szkole rozdzielili go z Tomem. Miał teraz stracić i ją?
- Muszę. Moja mama nie zmieni zdania. Od dawna to planowała – wyszeptała cicho dziewczyna ocierając rękawem swojej za dużej bluzy łzy. Dostała ją kiedyś w prezencie od Toma i przez ostatnie tygodnie nie rozstawała się z nią. Wracając do domu, który zamienił się w pole walki tylko ta jedna rzecz dawała jej poczucie bezpieczeństwa.
- Dlaczego nic nam nie mówiłaś? - zapytał Tom patrząc na nią smutnym wzrokiem.
- Nie chciałam was martwić. Poza tym wciąż miałam nadzieję.

Tą noc spędziła u bliźniaków. Mama jej nie szukała. Zdawała sobie sprawę, jak wielką krzywdę wyrządza córce i pozwoliła jej nacieszyć się przyjaciółmi. Po nowym roku miały zacząć pakować walizki i jeszcze przed feriami zimowymi przenieść się do Polski.
Dwa miesiące, by nałapać wspólnych wspomnień, które wypełnią pustkę, gdy nadejdzie czas rozłąki.
Taylor z uśmiechem przyglądała się przyjaciołom, którzy specjalnie dla niej ułożyli piosenkę. Głupia dziecięca rymowanka, która sprawiła, że łzy zaszkliły się w jej błękitnych oczach. Wierzyła, gdy mówili, że zawładną światem. Życzyła im tego z całego serca. Miała nadzieję, że będzie wtedy przy nich. Niestety wszystko wskazywało na to, że będą musieli poradzić sobie bez niej. Ale ona nie zapomni. Wszystko jedno, gdzie akurat będzie. Dla niej już byli gwiazdami.
Jej własnym niebem, które na zawsze pozostanie w jej sercu.
Święta. Czas, który powinien się wszystkim kojarzyć z ciepłem, rodzinną atmosferą i poczuciem bezpieczeństwa. Taylor wiedziała, że bez względu na to, co postanowi jej matka, ona tegoroczne święta spędzi dwa numery dalej. Z przyjaciółmi. Być może to były ich ostatnie wspólne święta. I chciała, by były najpiękniejszymi ze wszystkich.

Od rana niespokojnie krzątała się po pokoju przygotowując się do wyjścia. Obiecała pomóc przyjaciołom ubrać choinkę. Chciała też wspomóc Simone w kuchni. Była im wdzięczna za to, że pozwolili jej tam być tego dnia. Gdy wreszcie była gotowa zbiegła po schodach i nawet nie zerkając w stronę salonu ubrała buty, kurtkę i wyszła na dwór. Mróz tego dnia był wielki. W nocy śniegu napadało tyle, że teraz z trudem mogła pokonać drogę od drzwi do furtki. A mimo to uśmiechała się szeroko i nuciła pod nosem kolędy. To będą jej najpiękniejsze święta.
Nie zdążyła nawet zapukać do drzwi, bo zanim do nich dotarła już stały otworem.
- Poczekaj chwilę – powiedział do niej Bill zakładając czapkę. - Tom pośpiesz się! - krzyknął przymykając za sobą drzwi, by zimno nie dostało się do domu. Już po chwili oboje stali przed nią w pełni ubrani i zaopatrzeni w chytre uśmieszki. Dziewczyna zaśmiała się tylko i zaczęła uciekać. Doskonale wiedziała, co za chwilę będzie miało miejsce. Wielka bitwa na śnieżki. Zawsze była tą przegraną stroną, bo działała solo, ale nie przeszkadzało jej to.

- Dobra poddaję się – zawołała padając wyczerpana na śnieg. Po chwili poczuła, że bliźniacy zajęli miejsca po obu jej stronach. Zawsze tak robili.
Niczym wierni stróże. Po jednym z każdej strony, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo bez względu na to, gdzie się znajdowali.
- Znowu wygraliśmy – powiedział Bill uśmiechając się z tryumfem. Dziewczyna tylko pokręciła głową i uniosła się na łokciach spoglądając na nich.
- Dziękuję – szepnęła uśmiechając się delikatnie. Nie pytali za co im dziękowała. Nie musieli.
Chwilę później siedzieli w jasnej kuchni pijąc kakao i opowiadając Simone o stoczonej niedawno bitwie. Kobieta śmiała się słuchając ich opowieści. Serce jej się krajało na myśl, że już niedługo wszystko się zmieni. Nie potrafiła zrozumieć postępowania Jane. Choć znały się od lat nigdy nie miały zbyt dobrego kontaktu. Jane chyba miała jej za złe, że Taylor tyle czasu spędzała w jej domu. Ale co mogła na to poradzić? Miała zabronić im spotykać się, choć byli razem tak szczęśliwi? Jak mogłaby zrobić im coś takiego?
- Jak skończycie pić to ubierzcie choinkę, która od rana czeka na was w salonie – powiedziała z uśmiechem Simone. Jak na komendę wszystkie trzy kubki wylądowały w zlewie a po dzieciach nie było śladu. Mimo zamkniętych drzwi docierały do niej radosne śmiechy i kolędy, które wspólnie śpiewali.
Dzieckiem jest się tylko raz i powinno się wykorzystać ten czas najlepiej, jak się da. Śmiać się, płakać, potykać, wstawać. I dzielić wszystkim z przyjaciółmi. Nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie nam dorosnąć.

5.09.2012

Rozdział 1


Pierwszy dzień szkoły jeszcze nigdy nie wydawał się aż tak ponury. Gdyby nie charaktery bliźniaków wszystko byłoby po staremu. A teraz Tom został przeniesiony do równoległej klasy. Taylor z Billem ubolewali całe wakacje nad tym zarządzeniem dyrektora. Rozbito ich trójce. Ale oni się nie poddawali. Całe wakacje układali w głowach plan wspólnego spędzania czasu. Pozostały im przerwy i wspólne fakultety. Taylor cieszyła się, że chociaż Bill został z nią w klasie.
- Będzie dobrze – powtarzał Tom, gdy szli razem do szkoły na rozpoczęcie. Dziewczyna niezbyt chciała w to wierzyć, ale postanowiła udawać. Uśmiechając się szła ramię w ramię z chłopakami
Chciała im wierzyć, bo jeszcze nigdy jej nie zawiedli, ale czuła, że coś się zmienia.
- No wreszcie będzie spokój na lekcjach – powiedziała pani Klein zamykając dziennik. Spojrzała z satysfakcją na dwójkę przyjaciół, których miny mówiły same za siebie.
Obraz nędzy i rozpaczy.
Doskonale wiedzieli, kto jest odpowiedzialny za przeniesienie Toma i wiedzieli, że nic nie mogli zrobić. Zostali wręcz postawieni przed faktem dokonanym. Nawet Simone, mama bliźniaków nic nie zdziałała. A starała się za dwoje.
Klamka zapadła. Tom powędrował do nowej klasy.
- Nie martw się Taylor, Tom sobie poradzi – szepnął jej do ucha Bill posyłając jej pokrzepiający uśmiech. Odwzajemniła go.
Nawet najsilniejszy charakter można złamać.
Znała bliźniaków od tal i wiedziała, że oni tak łatwo się nie poddają. Są chyba najbardziej upartymi istotami, jakie kiedykolwiek spotkała. Miała nadzieję, że ten upór pomoże im dosięgnąć gwiazd. Życzyła im tego z całego serduszka. Zasługiwali na to, co najlepsze.
Oboje mieli niesamowity talent. Tom dzielnie uczył się gry na gitarze i musiała przyznać, że z każdym dniem stawał się coraz lepszy. Bill natomiast skupiał się na śpiewaniu. Nucił coś o każdej porze dnia i nocy. Starał się pisać sensowne teksty, do których z bratem układał melodię. Taylor natomiast skromnie udzielała się w chórkach. Niepewna swego głosu wolała działać grupowo. Choć nie raz namawiana przez bliźniaków nie uległa. Czuła, że nie dla niej jest kariera muzyczna. To oni byli do tego stworzeni.
Są ludzie, którzy wręcz urodzili się na scenie. Inni uczą się tego przez całe życie.

- Jak po pierwszym dniu? – zagadnęła Simone, gdy chłopcy weszli do salonu.
- Bez sensu mamo. Brakuje nam Toma – odpowiedział Bill siadając na fotelu. Tom bez słowa zajął swoje miejsce na oparciu fotela brata. Simone spojrzała na swoich synów smutnym wzrokiem. Wiedziała, że będą cierpieć z powodu rozłąki, ale nie sądziła, że aż tak.
- A Taylor?
- Ona też tęskni, choć nie mówi tego głośno. Ja widzę smutek w jej oczach – szepnął Bill nie patrząc na brata.

Obiecali sobie, że nic ich nie rozłączy. Dlaczego zmuszono ich do złamania tej obietnicy?
Bez słowa udali się do swoich pokoi. Potrzebowali chwili dla siebie, by poukładać sobie wszystko w głowach. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo a oni nie zamierzali poddawać się bez walki. Dadzą sobie radę. Zawsze dawali.
Taylor siedziała na łóżku tuląc do siebie ukochanego pluszaka. Prezent od nich. Rodziców nie było w domu. Zwykle ten czas do ich powrotu spędzała u bliźniaków, ale chciała im dać chwilę dla siebie. Wiedziała, że im jest jeszcze trudniej. Że cierpią bardziej. Po Billu było to widać, Tom nigdy nie pokazywał swoich słabości. Podziwiała go za to. Ona nie potrafiła ukrywać swoich uczuć. Od razu było widać, co czuje. Jej twarz była niczym otwarta księga. Każdy mógł z niej czytać. Pytanie, jak długo ona zniesie to wszystko. A może już stoi na krawędzi?
Jeden fałszywy ruch i spadasz. Czy ktoś cię złapie?
- Tom? Czy nowa klasa jest w porządku? – zagadnął niepewnie Bill siadając na skraju łóżka brata. Przyglądał mu się badawczo. Próbował odgadnąć uczucia, które nim targały, ale nie potrafił. Dlaczego jego brat nigdy nie pokazywał, co czuje? Dlaczego dusił to w sobie zamiast z nim porozmawiać? Przecież byli jednym. Co raniło Toma godziło także w niego. Dlaczego Tom odsuwał się od niego? Zamykał w własnym świecie.
- Nie Bill, nie jest w porządku. Śmieją się z moich długich włosów i ubrań. Dokuczają – wyszeptał patrząc w okno. Tak bardzo tęsknił za Billem i Taylor. Uwielbiał siedzieć z bratem w ławce, dokuczać nauczycielom i zaczepiać Taylor, która próbowała się pilnie uczyć, co przy nich niezbyt jej wychodziło. Tęsknił za wspólnymi odsiadkami w kozie. Tęsknił, choć to dopiero pierwszy dzień.
Czy czas i tym razem uleczy rany?
- Przykro mi – wyszeptał Bill przytulając brata. Tak bardzo chciałby obiecać, że wszystko się ułoży. Że będzie tak, jak kiedyś. Ale nie mógł. Sam aż za dobrze zdawał sobie sprawę, że teraz nic nie będzie takie, jak kiedyś.
Zmiany są nieodłączną częścią naszego życia.
Przeglądając albumy ze zdjęciami zaśmiewała się do łez. Trafiła właśnie na fotografię z balu przebierańców. Ich pierwszego balu. Tom dumnie wypinał pierś trzymając kowbojski kapelusz, który bez przerwy spadał mu na oczy. Bill trudził się z szatą czarodzieja, która plątała mu się między nogami. Taylor stała między nimi przebrana za księżniczkę. Długa różowa sukienka dawała mocny kontrast na tle kowboja i czarodzieja. Ale oni się tym nie przejmowali. Szczerzyli w uśmiechu białe ząbki pozując do zdjęcia. To wtedy obiecali sobie, że zawsze będą razem. Choć młodzi zdawali sobie sprawę z mocy tej obietnicy i robili wszystko, by jej nie złamać. Teraz jednak zadecydowano za nich.
- Dlaczego nie mogliśmy zostać w przedszkolu? – szepnęła dziewczyna ocierając dłonią samotną łzę. Z trzaskiem zamknęła album i rzuciła go w kąt.
Przeszłość ma to do siebie, że nigdy się nie powtórzy, ale zawsze wraca. Nawet jeśli tego nie chcemy.
- Dlaczego ty zawsze upierasz się przy swoim?!
- Dlaczego ty jesteś wiecznie niezadowolona?!
- Mam dość. Wynoś się stąd!
Takie krzyki zbudziły Taylor w sobotni ranek. Grudzień zapukał w okna raptem kilka dni temu a ona już wiedziała, że te święta będą pod każdym względem najgorsze. Tak pragnęła, by czas przeskoczył przenosząc ją od razu do nowego roku. By mogła zostawić za sobą wszystkie problemy i smutki. Ale to było niemożliwe. Musiała więc podjąć walkę z codziennością. Walkę, w której od początku była na straconej pozycji. Starała się ignorować wrzaski rodziców dobiegające z ich sypialni. Na paluszkach wyszła z pokoju i zbiegła na dół. Wkładając buty i narzucając kurtkę wyszła na dwór. Kierowała swe kroki w stronę domu stojącego dwa numery dalej. Domu bliźniaków.
Zapukała nieśmiało zdając sobie sprawę z wczesnej pory swej wizyty. Drzwi otwarły się jednak niemal natychmiast. Simone spojrzała zaskoczona na przestraszoną Taylor i wpuściła ją do środka.
- Co się stało kochanie? – zagadnęła podając jej kubek gorącej czekolady.
- Rodzice znowu się kłócą. Tata chyba nie spędzi z nami świąt – wyszeptała spuszczając wzrok. W jej oczach zalśniły łzy. Tak bardzo bała się chwili, w której straci ojca.
- Tak mi przykro Taylor – powiedziała Simone przytulając dziewczynę do siebie – wszystko się ułoży. Masz jeszcze nas.
- Dziękuję.
Dwie godziny później do kuchni weszli bliźniacy. Zaskoczył ich widok przyjaciółki siedzącej na kuchennej szafce i gawędzącej z Simone, która gotowała obiad.
- Hej – powiedziała uśmiechając się do nich.
- Co ty tu robisz? – zapytał Tom siadając przy stole.
- Siedzę.
- To widzę.
- Więc po co się pytasz?
Bill zachichotał cicho i usiadł obok przyjaciółki. Weszło mu to już w nawyk. Taylor odkąd pamiętał zawsze siadała na kuchennej szafce. To było jej miejsce bez względu na to, czy znajdowała się u siebie czy u bliźniaków.
- Taylor czy ty też nie możesz doczekać się świąt? Bill strasznie świruje – mruknął Tom wcinając tosty. Dziewczynka momentalnie posmutniała.
- Nie chcę, żeby nadchodziły święta – szepnęła – nie chcę świąt bez taty.
Bill przytulił przyjaciółkę kładąc głowę na jej ramieniu.
- Będzie dobrze – szepnął Tom chwytając jej dłonie – spędzimy te święta razem. To będą twoje najpiękniejsze święta.
- Dziękuję.
Przyjaciele są naszymi aniołami.