14.06.2013

Rozdział 12

I znowu kosmiczna przerwa, ale nie możecie mieć mi tego za złe. To, że tutaj nic się nie pojawiało nie znaczy, że nie pisałam. Mam gotowych 17 rozdziałów, ale nie wiem, czy jest sens je tu wrzucać, skoro nikt nie chce tego czytać.




Trudno było opisać stres, jaki czuła blondynka idąc pierwszy raz do pracy. Nagle czuła, jakby kompletnie nic nie potrafiła. Próbowała uspokajać się, ale nawet kawa nie pomogła. Choć wcześniej zawsze działała.

Jej mama do tej pory nie odezwała się, co było bardziej niepokojącym objawem niż pojawienie się w Niemczech i próba zabrania jej z powrotem do Polski. Taylor nie wiedziała, co powinna o tym wszystkim myśleć.


Kochała to, co robiła, ale czy mogło to się stać jej sposobem na życie?

Z duszą na ramieniu przekroczyła próg szkoły. Niepewnie stawiała kroki kierując się w stronę pokoju nauczycielskiego, gdzie miała się wszystkiego dowiedzieć i dostać rozkład zajęć. Kilka głębokich wdechów i oto stała oko w oko z kadrą nauczycielską tej szkoły. Przeważały w niej młode osoby, po których było widać miłość do wykonywanej pracy.

Czy była choć trochę do nich podobna?

Uśmiechnęła się niepewnie i podeszła do kobiety, z którą kilka dni temu rozmawiała. Uważnie słuchała wszystkiego i próbowała zapamiętać każde słowo, zupełnie jakby od tego miała zależeć jej przyszłość. A potem wręczono jej rozkład zajęć. Odetchnęła widząc długie przerwy. Zumba, choć cudowna pożerała sporo energii i prowadzenie dwóch zajęć pod rząd bez porządnej przerwy nie wchodziło w grę. Na szczęście osoba odpowiedzialna za jej grafik była tego świadoma. Nieco spokojniejsza udała się do sali numer pięć, w której miała przeprowadzić swoje pierwsze zajęcia.


- Chodź ze mną.
- Chyba do reszty Ci odbiło.
- No co Ci szkodzi?
- Nie będę chodził na jakieś durne tańce.
- Jak chcesz. Więc dalej siedź sobie w tym swoim pokoju i użalaj się nad sobą.

Trzask zamykanych drzwi wyznaczył koniec rozmowy. Tom odetchnął cicho i rozsiadł się na kanapie w salonie. Słowa brata jeszcze dźwięczały mu w uszach. Czy miał rację? Odkąd wrócili z trasy nie należał do najbardziej towarzyskich osób na świecie, ale każdy ma chyba prawo do tego, by pobyć samemu.


Potrzebował tego tak samo, jak zrozumienia, którego nie mógł znaleźć w oczach Billa.

Bill wciąż był zły, gdy przekraczał próg szkoły. Miał nadzieję, że wycisk, który za chwilę dostanie pomoże mu choć na chwilę zapomnieć o Tomie i jego żałosnej tęsknocie. Owszem sam też tęsknił za przyjaciółką, ale nie chciał rezygnować z tego, co życie mu ofiarowało. Wszedł do sali, w której miały odbywać się zajęcia i cicho zamknął za sobą drzwi. Zdawał sobie sprawę, że się spóźnił. Wszystko przez tą głupią kłótnie z bratem. Zajął miejsce na samym końcu i zaczął robić to, co inni.


Taylor aż oniemiała, gdy zobaczyła, kto właśnie wślizgnął się do klasy, w której od pięciu minut prowadziła zajęcia. Los okrutnie z niej kpił zsyłając tutaj Billa. Pośród tak bogatej oferty, jaką miała ta szkoła on wybrał akurat jej zajęcia. Wątpiła, że wiedział iż ona je prowadzi, ale i tak była na niego zła. Chciała sama zdecydować, kiedy się z nimi spotka, a ten wymalowany uparciuch stawiał ją w kłopotliwej sytuacji.


Jak wybrać pomiędzy tym, co ważne a tym, co słuszne?

Zajęcia dobiegły końca. Niektóre osoby podchodziły do niej, by podziękować za mile spędzony czas i zapewnić, że pojawią się następnego dnia. Uśmiechała się delikatnie słuchając pochwał. To pozwalało jej wierzyć, że może jednak jest w czymś dobra. Niepewnie zerkała w stronę Billa, który rozmawiał w kącie z kilkoma dziewczynami. Zapewne były to fanki jego zespołu. Jeśli ludzie dowiedzą się, że on uczęszcza na te zajęcia, to będzie musiała przenieść się do auli, bo w tej sali braknie dla wszystkich miejsca. Przez chwilę wydawało jej się, że na nią spojrzał, jednak niczego nie wyczytała z jego twarzy.

Nie poznał jej.

Odetchnęła dopiero, gdy w sali zapanowała cisza. Usiadła pod ścianą i ukryła twarz w dłoniach. Sama nie wiedziała już, czego chce. Z jednej strony cieszyła się, że Czarny jej nie poznał, ale z drugiej. Czy to przypadkiem nie jest tak, jak w jej śnie? Bill miał dokładnie taki sam wyraz twarzy. Nie poznawał jej, choć przecież nie zmieniła się aż tak bardzo. Trochę urosła, inaczej układała włosy i zaczęła się malować, ale poza tym była tą samą dziewczyną, która niecałe osiem lat temu opuszczała ten kraj. Czy tak samo będzie wyglądać jej pierwsze spotkanie z nimi.


- Jak pierwszy dzień w pracy?
- Nie pytaj.

David uniósł głowę znad czytanej gazety i przyjrzał się uważniej dziewczynie. Niepokoiła go obojętność, która biła z jej twarzy i smutek, który dało się wychwycić w jej głosie.

- Powiedz, co się stało.
- Bill był na zajęciach. I nie poznał mnie.

Skuliła się na fotelu i spojrzała niepewnie na wuja, próbując za wszelką cenę powstrzymać łzy, które cisnęły się jej do oczu.


Bolało tak bardzo, że nie była w stanie tego ubrać w słowa. A mimo to wiedziała, że wróci tam i będzie udawać.

- Sądzę, że nie spodziewał się Ciebie tam zastać, więc nie zwrócił specjalnej uwagi na to, jak wyglądasz. Jestem pewien, że w przeciwnym razie by cię poznał.
- To marne pocieszenie wujku, ale dziękuję.


Bill krążył po swoim pokoju analizując wszystko jeszcze raz. Miał dziwne przeczucie, z którym walczył odkąd wrócił z zajęć w szkole tańca. Czuł dziwne wibracje, gdy wszedł do sali. Podobne do tych, które czuł na koncercie z Polsce. I ta prowadząca, która miała w sobie coś znajomego. Kilka razy zaglądał do kalendarza, by upewnić się, że nie przegapił swoich urodzin. Przecież ona miała wrócić dopiero po swoich osiemnastych urodzinach. Tak im obiecała. Czy to możliwe, że wróciła wcześniej? I dlaczego nic im nie powiedziała?


Nie chciała, by wiedzieli, czy czegoś się bała?

- Tom?
- Hmm?
- Myślę, że powinieneś pójść ze mną na kolejne zajęcia.
- Już o tym rozmawialiśmy. Nigdzie nie idę.
- Tom myślę... Myślę, że Tay wróciła.

Tom zatrzymał się i spojrzał na brata z niedowierzaniem malującym się na twarzy. Bill zawsze miał kiepskie poczucie humoru, ale ten żart był poniżej jakiegokolwiek poziomu. A jeśli nie żartował?


Jakie istniało prawdopodobieństwo, że to, przed czym chciał uciec właśnie go dogoniło?

2.04.2013

Rozdział 11

Przepraszam was za tą kosmiczną przerwę, ale nie mam kontaktu ze światem (internetu na mieszkaniu), więc będę pisać teraz bardzo rzadko. Mam nadzieję, że mi wybaczycie



Pierwsze dni pobytu w Niemczech nie należały do najprostszych. Mimo całej tęsknoty do tego miejsca musiała uczyć się go na nowo. Wbrew pozorom tak wiele się tu zmieniło przez te lata. Czuła się oszukana przez sklepikarzy, którzy zamknęli już swoje sklepy albo przenieśli je w inny rejon miasta. Błądziła, jak we mgle próbując poznać wszystkie zakątki tego nowego świata.

W marzeniach to wyglądało inaczej.

Była jednak z siebie dumna. Już po tygodniu intensywnych poszukiwań znalazła idealną szkołę tańca, w której chciała pracować. Mieli wysoki poziom, dobrze płacili i nie przyjmowali byle kogo. Musiała pokazać, na co ją stać. I pokazała, a oni z miejsca dali jej umowę i oprowadzili po szkole.

Mimo całej przestronności budynek nie należał do największych. Kilka sporych sal, kilka mniejszych, aula, w której były organizowane pokazy, sekretariat i coś na kształt pokoju nauczycielskiego. W piwnicy mieściły się szatnie dla uczniów. Nie miała w sobie niczego ze szkół, które tak dumnie prezentowano w tych wszystkich muzycznych filmach, których swego czasu powstawało tak wiele. Z zewnątrz niczym się nie wyróżniała. Wewnątrz postawiono na stonowane kolory. Szkoła miała wyróżniać się poziomem nauki a nie wyglądem.
A swoje pierwsze zajęcia miała poprowadzić już za dwa dni.

Powoli stawiała na nogi świat, który nieco się posypał przez te kilka lat.


- Jesteś pewna, że to jest ta szkoła?
- Tak wujku. Mają wysoki poziom, dobrze urządzone sale. Nie ma lepszej szkoły w tej części Niemiec.

Dziewczyna pokręciła głową uśmiechając się pod nosem. David tak się przejmował. Chyba nawet bardziej niż ona. Chciał, by miała porządną pracę i była z niej w stu procentach zadowolona. I nie miała wątpliwości, że policzy się z tymi, którzy spróbują ją oszukać. Bardzo się o nią martwił.

- W takim razie pozostaje mi tylko życzyć Ci powodzenia.
- Dziękuję. Kiedy odwiedzasz zespół?
- Myślę, że pod koniec tygodnia. Chcesz się zabrać ze mną?
- Nie. Nie jestem jeszcze gotowa. Muszę najpierw poukładać parę spraw. Dam Ci znać, gdy to będzie ten czas.

Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy mężczyzny. Był z niej dumny. Imponowała mu uporem, zaciętością i perfekcją, z jaką wszystko planowała. Każdy szczegół, detal. Wszystko musiało do siebie pasować. Często zastanawiał się, czy byłaby tu dzisiaj, gdyby nie to upodobanie do perfekcji. Pod tym względem była tak podobna do Toma, który wkładał całą duszę w granie. Nie mógł się doczekać aż bliźniacy spotkają się z dawną przyjaciółką. Może wtedy wszystko wreszcie wróci do normy, a oni odzyskają radość życia. Miał nadzieję, że Taylor nie będzie kazała im czekać w nieskończoność.

Kładąc się spać miała przed oczami przestronną salę, w które już za dwa dni poprowadzi swoje pierwsze zajęcia. Czy będzie w tym dobra? Poradzi sobie?


Czy jest właściwą osobą do mówienia innym, co powinni robić?

W całym domu panowała nienaturalna cisza. Jedynie telewizor wydawał ciche pomruki, gdy Bill przeskakiwał z kanału na kanał szukając czegoś godnego uwagi. Nienawidził dni takich, jak ten. Tom zamykał się w swoim pokoju i nie chciał z nikim porozmawiać. Mama od rana krzątała się po domu, a teraz gdzieś wyszła. Został sam, przed telewizorem.

Gwiazda estrady w swoim żałosnym wcieleniu zwanym rzeczywistością.

Zrezygnowany wcisnął czerwony guzik na pilocie. Wolał siedzieć i patrzeć się na pusty ekran niż po raz kolejny natknąć się na teledysk Tokio Hotel albo jakąś wzmiankę o nich. Żył tym zespołem przez ostatnie kilka lat i czuł, że powoli ma tego dość. Przestało mu to sprawiać taką przyjemność, jak na początku. Nie było w nim tej dziecięcej pasji, zaangażowania i ekscytacji. Już nie bawiły go występy w programach, wywiady i pozowanie do zdjęć. Nie chciał szokować swoim wyglądem, choć wszyscy tego od niego oczekiwali. A przecież nie robił tego celowo.

Zmiany były naturalną częścią jego życia.

A ludzie wzięli to za tani chwyt mający na celu przyciągnąć większą uwagę do zespołu. Denerwował się, gdy widział niektóre nagłówki gazet. Przestał w ogóle zaglądać do internetu bojąc się, co może tam zastać. Ludzie mieli zdecydowanie za bujną wyobraźnie, a on nie chciał poznawać kolejnych niezwykłych faktów na swój temat. Wystarczą mu te rewelacje, przed którymi nie udało mu się uciec.

- Głupi Bill Kaulitz i jego fanaberie – warknął zakładając ręce na piersi. Ciszę przeciął brzdęk bransoletek, które zdobiły jego nadgarstki. Spojrzał na nie z takim wyrzutem, jakby te kawałki metalu były wszystkiemu winne.

- Zawsze gadałeś do siebie?

Chłopak aż podskoczył na kanapie słysząc przyjaciela. A po chwili zaśmiał się kręcąc głową.

- Dzisiaj był mój pierwszy raz, ale chyba kiepsko sobie poradziłem.

Gustav uśmiechając się delikatnie podszedł do kanapy, na której siedział czarny i oparł się o nią ramionami. Przez chwilę milczał układając sobie wszystko w głowie. A potem spojrzał na kumpla z nieodgadnionym błyskiem w oku.

- Co powiesz na małą wycieczkę?
- Mało Ci było wycieczek podczas trasy?
- Mówię o innej wycieczce.

Bill uniósł delikatnie jedną brew nie kryjąc swojego zdziwienia. Inna wycieczka? Zawsze myślał, że wycieczki są tylko jedne. Chyba się pomylił.

- Zbieraj swoją chudą dupę. Przed domem czeka Georg. Jedziemy na tor się ścigać.

Nie trzeba było powtarzać mu tego dwa razy. Był gotowy zanim Gustaw zdołał się obrócić w stronę wyjścia. Ich śmiech po chwili ucichł, a brzdęk zamykanych drzwi poniósł się echem po pustym salonie.


Czasem anioły nie są potrzebne. Zwłaszcza, gdy ma się przyjaciół.


Tom wyjrzał przez okno upewniając się, że jego przyjaciele odjechali. Był szczęśliwy, że o nim zapomnieli, choć pewnie w innych okolicznościach by go to zabolało. Dzisiaj był zdecydowanie jeden z tych dni, które Tom Kaulitz spędza w samotności analizując swoje życie i biczując się za popełnione błędy. Taka mała spowiedź przed samym sobą, by odzyskać spokój.


Samotności nie da się zobaczyć.

Gdyby tak było wszyscy na pewno dostrzegliby jakim samotnym człowiekiem był on. A wydawać się mogło na pierwszy rzut oka, że niczego mu nie brakuje. Ma brata, który zna jego myśli, mamę, która kocha ich nad życie. Spełnił swoje marzenie, zwiedził świat koncertując na różnych scenach. Miał przyjaciół, którzy może teraz o nim zapomnieli, ale przecież tak wiele dla niego zrobili.
Więc dlaczego czuł się tak cholernie samotny? Czego mu brakowało do szczęścia?

Odpowiedź pojawiła się niemal natychmiast.


Jej.

I wiedział, że tak długo będzie go to męczyć aż nie pozwoli jej odejść. W tej chwili nie był w stanie tego zrobić. Potrzebował czasu. Więcej czasu, by móc pożegnać wszystkie wspomnienia, nocne mary i marzenia związane z jej osobą. Wiedział, że w końcu nadejdzie ten czas. To po prostu nie było dzisiaj.

16.01.2013

Rozdział 10

Zastanawiam się nad zawieszeniem tej historii. Naprawdę kocham to opowiadanie i przykro mi, że tak niewiele komentarzy się pojawia...


~~ * ~~


Mrok delikatnie spowijał swą poświatą znajome kąty. Deszcz powoli cichł pozostawiając po sobie lśniące kałuże, które ginęły pod kołami rozpędzonych samochodów. W salonie ktoś oglądał telewizję i wybuchał raz po raz śmiechem. Tylko on, zamknięty w swoim własnym świecie, tkwił tutaj.

Zawieszony między tym, czego chciał a tym, co mógł mieć.

Kochał swoje życie i nienawidził go jednocześnie. Chciał uciec, ale nie wiedział dokąd i po co. Co miałby ze sobą zrobić? Gdzie się schować?

Jak przestać być TYM Tomem a na powrót stać się małym, roześmianym chłopcem?

Nie wiedział tego, choć uparcie próbował poznać odpowiedź. Co wieczór do jego nozdrzy trafiał zapach świeżego mleka z dodatkiem kakao. Przeglądał stare albumy, które już pierwszego dnia po powrocie z trasy przyniósł do swojego pokoju. Delikatnie muskał wspomnienia sącząc je przez przymknięte usta. I tylko czasem czuł, że brakuje mu już sił.

Ciszę, która od dłuższego czasu go otaczała przerwało kilka delikatnych dźwięków, wydanych przez trzymaną w dłoniach gitarę. Kochał grać. Kochał czuć metal strun pod palcami. Mieć nad nimi władzę. Wciąż nadawać nowy dźwięk rzeczywistości. Pisać ścieżkę dźwiękową swojego życia.


Tylko dlaczego przeważały w nim smutne ballady?


Jego palce zwinnie gładziły gryf przesmykując się z wyuczoną perfekcją po progach i strunach. Ciągła pogoń za idealnością. Za tym właściwym dźwiękiem, rytmem, tempem, akordem. Ciągła pogoń za czymś, czego uchwycić nie był w stanie.

Czy miał prawo o wszystko obwiniać właśnie Ją?

Z rozmyśleń wyrwało go ciche pukanie do drzwi. Po chwili zarysowała się w nich sylwetka Billa. Trzymał w ręku dwa kubki. Won niemal natychmiast trafiła do nozdrzy Toma. Skinieniem ręki zaprosił brata do środka.


Jak za dawnych lat. Ciemność, cisza i kubki kakao. Tym razem tylko dwa.

Długo milczeli nie wiedząc, co powinni powiedzieć. Podświadomie wiedzieli, że dręczyło ich to samo uczucie związane z jedną osobą. Byli jednak zbyt dumni i uparci, by się do tego przyznać. Dopiero teraz, skryci za murami ich twierdzy, w spokojnym, cichym pokoju starszego bliźniaka nabrali odwagi, by zrzucić z twarzy maski i pokazać wszystkie swoje lęki.

- Tęsknisz za nią, prawda?
- A ty nie?
- Nie tak bardzo, jak ty. Zawsze byliście bliżej. Mieliście swoje sekrety, do których ja nie miałem dostępu.

Cichy śmiech na chwilę zawirował pośród mroku.

- A mi się wydawało, że to Ty jesteś tym lepszym bliźniakiem, któremu zdradzała swoje sekrety.
- Może oboje się myliliśmy?
- Może nadal się mylimy?


Nienawidziła tego życia. Nienawidziła wszystkich rzeczy, które ją otaczały. Ludzi, których codziennie widywała na ulicy, w szkole, supermarkecie. Nienawidziła okłamywania, sztucznych uśmiechów, pośpiechu i braku wrażliwości. Nienawidziła wszystkiego, co kojarzyło jej się z tym miejscem, bo automatycznie stało się synonimem jej rozłąki z życiem, które naprawdę było spełnieniem marzeń.


Dlaczego mi to zrobiłaś mamo?

Kolejna kłótnia z mamą tylko zaogniła jej niechęć do tego miejsca. Dlaczego nagle zaczęła się interesować jej życiem, planami i pomysłami na przyszłość? Dlaczego akurat teraz, gdy tak niewiele dzieliło ją od powrotu do Niemiec? Raptem dwa głupie miesiące, a ona musiała wszystko zniszczyć.

Jej złość nie miała końca, ale obiecała sobie, że się nie podda. Zaraz po zdaniu matur wsiądzie w pociąg i wróci do domu, czy jej mamie się to podoba czy nie. Nie ma prawda decydować o jej życiu. Od osiemnastych urodzin dzieliło ją kilka miesięcy. Chciała wkroczyć w dorosłość w miejscu, które zawsze sprawiało, że robiło jej się cieplej na sercu. Wiedziała, że to nie będzie proste, ale miała już wszystko zaplanowane. Stała się perfekcjonistką w każdym calu.

List, w którym tłumaczyła wszystko mamie spoczywał na dnie szuflady w nocnej szafce. Część rzeczy już za tydzień wyśle do wuja, u którego będzie mieszkać przez jakiś czas.


Bo choć jej serce należało do Niemiec, to nie miała już tam domu.

Dlatego Taylor nie odzywała się do matki. Unikała spotkań z nią. Kilka dni temu David przekazał jej smutną wiadomość. Dom, który tak wiele dla niej znaczył został sprzedany kilka tygodni temu. Nic nie dało się już zrobić. Mimo wielu próśb rodzina nie chciała zrezygnować z nowo nabytego miejsca zamieszkania. Blondynka musiała przyjąć do wiadomości gorzką porażkę i pogodzić się z tym. Na szczęście miała jeszcze wuja, który zrobiłby wszystko, byle tylko była szczęśliwa.

Nadzieja umiera ostatnia. Na samym końcu. Samotna.

Cieszyła się, naprawdę się cieszyła, że tak niewiele zostało do jej wyjazdu. Nie wytrzymałaby tu ani dnia dłużej. I wierzyła, że jej matka to zrozumie i pozwoli jej być wreszcie szczęśliwą. Przecież to ona uciekała przed przeszłością. Taylor za wszelką cenę chciała tą przeszłość zatrzymać. Zamknęła ją w małej, delikatnie zdobionej szkatułce, do której zaglądała, gdy było jej smutno. Uchylała wieczka, by jeszcze raz przypomnieć sobie, dlaczego znosiła to wszystko. Dlaczego nie poddawała się i dalej uparcie robiła wszystko, by uciec stąd.

Dla nich, bo obiecała. Bo duszą i sercem nigdy ich nie opuściła.

- Jesteś pewna, że wiesz, co robisz?
- Mam nadzieję, że tak.
- Obyś nie żałowała.
- Nie będę.

Znowu niezręczna cisza. Taylor uparcie przyglądała się swoim butom nie chcąc spojrzeć w oczy koleżance. Wiedziała, że ją zraniła, ale musiała to zrobić.

- Chyba powinnyśmy się pożegnać.
- Chyba masz racje.
- Bądź szczęśliwa.
- Będę.

Ostatni uścisk, łza otarta ukradkiem. Ostatnie spojrzenie rzucone na ponury dworzec główny. Z całą pewnością nie będzie tęsknić za tym miejscem.


Delikatny uśmiech zagościł na jej twarzy, gdy rozsiadła się w wolnym przedziale.

„Wracam do domu”

„Będę na Ciebie czekać”


Kilka godzin spędzonych na niezbyt wygodnym siedzeniu dzieliło ją od upragnionego widoku zmęczonych oczu. Wreszcie będzie mogła odetchnąć powietrzem przesyconym wspomnieniami, magią.

Nie wiedziała tylko, jak rozegrać sprawę z bliźniakami. Kiedy się z nimi spotkać, jak powiedzieć im, że wróciła wcześniej. Bała się. Za każdym razem, gdy o tym myślała przez oczami pojawiał się koszmar sprzed kilku miesięcy. Te oczy z obcymi błyskami i słowa, które nawet teraz błąkały się po jej umyśle.

Czy jest możliwe zmartwychwstanie w oczach najbliższych? Skoro umrzeć jest tak łatwo, to powrócić musi być cholernie trudno. Poradzi z tym sobie?


Przecież wiesz – tam dom twój gdzie serce twoje. A moje zawsze było przy was.

- Już myślałem, że nie dotrzesz – powiedział David ściskając mocno siostrzenicę. Tak się martwił, że coś pójdzie nie tak. Wszystko bardzo się skomplikowało przez ostatnie miesiące, ale to nie miało znaczenia. Teraz była tutaj. Na dworcu w Berlinie ze swoim niewielkim bagażem i szerokim uśmiechem.
- Na szczęście nie było większych problemów. Mama pewnie nie wróciła jeszcze do domu. Możesz spodziewać się jej nalotu w najbliższym czasie.

Cichy śmiech poniósł się po opustoszałym już peronie. Powoli ruszyli w stronę parkingu, na którym czekało zaparkowane czarne audi Davida. Wsiedli i przez chwilę panowała cisza. Nie krępująca, jak wtedy, gdy blondynka żegnała się z Anią. Zupełnie inna, która oczyszczała atmosferę. Wyciszała.


Znajome uliczki, budynki, sklepy.

- Brakowało Ci tego, prawda?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo.

Dojechali na miejsce. Odnowione osiedle ze strzeżonym parkingiem i latarniami nadającymi dziwnego blasku temu miejscu. Wzięła swoją torbę i ruszyła wolnym krokiem za wujkiem. Ku nowej starej przyszłości.


Była w domu.