28.10.2012

Rozdział 6

Z dedykacją dla tych, co czytają i komentują :)





Niecierpliwe odliczanie dni do wyjazdu mamy wypełniały Taylor cały czas. W tajemnicy planowała dokładnie swój wyjazd. Wiedziała już, o której ma pociąg do stolicy. David znał godzinę jej przyjazdu i miał czekać w dworcowej kawiarni. Kucia mimo wszystko miała nadzieję, że blondynka będzie się dobrze bawić i wie, co robi. 

Ten jeden raz od niemal siedmiu lat posłuchała głosu serca, nie rozumu. Nie liczyła się z konsekwencjami.

Czwarty kwietnia powitał ją ponurymi, deszczowymi chmurami. A mimo to dziewczyna uśmiechała się radośnie i nucąc pod nosem przygotowywała się do wyjazdu. Miała półtorej godziny do odjazdu pociągu, więc nie spiesząc się wykonywała wszystkie czynności. Torba czekała spakowana od chwili, gdy jej mama wyjechała na szkolenie. Z wrażenia nie była w stanie zjeść śniadania, więc spakowała kanapki do torby mając nadzieję, że w czasie drogi wróci jej apetyt. Powyłączała wszystko, co nie powinno pozostać włączone. Mogła spokojnie ruszać w stronę dworca. Chwyciła torbę, zarzuciła torebkę na ramię i zamykając za sobą drzwi od domu niemal zbiegła po schodach niskiej, starej kamienicy i wyszła na szarą, ponurą ulicę. Raźnym krokiem ruszyła w stronę dworca. Z każdą chwilą jej serce łomotało coraz mocniej.

Robiła dobrze czy źle? Powinna się z nimi spotkać? Miała wybór, czy potrafiła dobrze wykorzystać szanse?

Warszawa mimo wszystko jej nie zachwyciła. Była równie ponura i szara, jak Poznań, który parę godzin temu opuszczała. A mimo wszystko niemal rozpłakała się, gdy znalazła kawiarnię, w której czekał już na nią wujek. Wtuliła się w jego ramiona nie mogąc uwierzyć, że wreszcie go zobaczyła. Minęło przecież tyle czasu.

- Ale wyrosłaś malutka. Nie poznałbym Cię, gdyby nie te oczy – powiedział z uśmiechem David i zaproponował jej coś do picia. Poprosiła o gorącą czekoladę i czekając na zamówienie opowiadała w skrócie wujkowi, co się istotnego działo w jej życiu przez ten czas. Wbrew pozorom nie było wiele do opowiadania. Stroniła przecież od ludzi, prawie nie wychodziła z domu i pilnie śledziła muzyczny świat, by nie przegapić narodzin jej przyjaciół. David śmiał się, słuchając, jak blondynka z uporem maniaka kupowała wszystkie możliwe, śmieciowe gazety, w których pojawiały się wzmianki o nowych zespołach. Prawie się popłakał ze śmiechu, gdy opowiadała, jak natknęła się na pierwszy artykuł o nich, zapomniała o przyjaciółce i wróciła do domu, by na spokojnie o tym poczytać. Dopiero wtedy jej życie nabrało koloru.
- Jaką podjęłaś decyzję? - zapytał w końcu. Dziewczyna spodziewała się, że będzie chciał wiedzieć. A ona w ostatniej chwili zmieniła decyzję.
- Nie chcę, by wiedzieli, że tu jestem – powiedziała cicho spuszczając wzrok. David zrozumiał. W końcu minęło tyle czasu. Nie była jeszcze gotowa, by odzyskać ich tylko na chwilę. Miał nadzieję, że już za rok będą wnosić jej walizki do domu i śmiać się z czasu, który musiała spędzić tutaj. 


Jak można jednocześnie pragnąć czegoś i przed tym uciekać?

Tom nie mógł spać. Coś cały czas nie dawało mu spokoju. Miał wrażenie, że gdzieś blisko jest Taylor, co było przecież absurdem. Niby dlaczego miałaby tu być? A mimo to czuł się tak, jak zawsze, gdy ona była obok. Niemal zapomniał, jak to jest. Westchnął cicho i zajrzał do pokoju obok, który zajmował jego brat. Bill wciąż smacznie spał mrucząc coś niezrozumiałego przez sen. Blondyn wycofał się i wrócił do siebie. Postanowił poczekać na Davida i dowiedzieć się, o której mają próbę dźwięku. Ostatnio nie miał głowy do tych rzeczy. Z trudem docierało do niego, co się dzieje wokół. Choć dopiero zaczęli trasę on chciał już wrócić do domu. Zaszyć się w swoim pokoju i wciąż od nowa tonąć we wspomnieniach tęskniąc za straconym dawno temu dzieciństwem. 

Bo wszystko skończyło się, gdy ona wyjechała.

Taylor niecierpliwiła się. Jechali już bardzo długo do hotelu, który wynajął jej wujek. Miała nadzieję, że znajdował się blisko miejsca, w którym grali koncert. Poinformował ją, że gdy tylko pokaże jej co i jak, musi wracać do bliźniaków, bo mają próbę dźwięku, ale przyjedzie do niej wieczorem i zabierze na kolacje a następnego dnia odstawi na koncert, by nie musiała stać godzinami w tłumie, który już dzisiaj zebrał się pod Torwarem. Blondynka była mu za to naprawdę wdzięczna.

- Zadzwonię do Ciebie, jak skończymy próbę dźwięku. Trzymaj się malutka i nie szalej. Bierz wszystko, na co będziesz miała ochotę. Ja stawiam – powiedział z uśmiechem mężczyzna i przytulając siostrzenicę po raz ostatni wyszedł z jej hotelowego pokoju wracając do innego, znajdującego się raptem dwie ulice dalej, gdzie jego małe gwiazdy niecierpliwie czekały na próbę.

Tay rozglądała się po ogromnym pokoju i nie mogła wyjść z podziwu. Wujek musiał zapłacić majątek, by ona mogła spędzić tu dwie noce. Nie chciała jednak teraz o tym myśleć. Rozejrzała się, rozpakowała i zeszła na dół do bufetu. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo jest głodna. Nie wytrzymałaby do kolacji. Zamówiła sobie frytki z rybą i czekając przyglądała się ludziom, którzy tak, jak ona znaleźli schronienie w tym miejscu. Na ogół byli to ludzie dość zamożni. Dziewczyna czuła się wśród nich dziwnie. W swoich długich, nieokiełznanych blond włosach, czarnym dość mocnym makijażu i ubraniach a'la punk wyróżniała się. Dawała mocny kontrast temu dystyngowanemu towarzystwu. Postanowiła jak najszybciej zjeść zamówione jedzenie i wrócić do swojego pokoju. Modliła się, by czas do powrotu Davida szybko jej przeleciał, bo inaczej dostanie do głowy w tym hotelowym pokoju. Dopiero wracając z bufetu zerknęła na kluczyk, by sprawdzić numer pokoju i aż przystanęła z wrażenia.
- No to się wujek postarał - zaśmiała się cicho i ruszyła na czwarte piętro do pokoju numer 483.


Czy to nie dziwne, że drobne, płynące z serca gesty cieszą nas bardziej, niż drogie, okazałe prezenty?

Próba się powiodła. Nie było zbędnych komplikacji. Raz dwa udało im się dogadać z ludźmi, którzy z nimi współpracowali. Wszystko przebiegło sprawnie i w sympatycznej atmosferze. Uśmiechnięci wracali do hotelu, gdzie mieli wypocząć przed jutrzejszym koncertem. Im jednak nie chciało się spać.
- Może spotkamy się u kogoś w pokoju i w coś zagramy zanim pójdziemy spać? Rzadko zdarza nam się luźniejszy wieczór. Trzeba to wykorzystać – zaproponował George zerkając na przyjaciół. Bill zapalił się do tego pomysłu i teraz szarpał brata za obszerną bluzę namawiając, by do nich dołączyć. Tom dla świętego spokoju potwierdził swoją obecność i ponownie zapatrzył się w okno. Miał nadzieję, że szybko im się znudzi i będzie mógł pójść spać. Chciał mieć ten koncert z głowy i pojechać dalej. Wciąż męczyło go to dziwne uczucie i liczył, że gdy tylko opuszczą granice Polski ono zniknie.


To było dla niego katorgą. Czuć ją nie mogąc zobaczyć.

Bill czuł, że coś złego dzieje się z jego bratem. Dlatego za wszelką cenę próbował go wyciągać na wszystkie wieczory, które spędzali razem. Wiedział, że to musiało mieć związek z Taylor. Sam podświadomie czuł jej obecność i miał nadzieję, że będzie na ich koncercie. Nawet jeśli nie będzie okazji, by się spotkać. Chciał, by mogła ich usłyszeć i zobaczyć na własne oczy, jak wiele jej zawdzięczają. 

Bo nie byłoby ich tutaj, gdyby nie ona. Jej wiara i nadzieja. Bez swojego anioła nadal tkwili by w Loitche i grali w garażu dla rodziny i znajomych.

16.10.2012

Rozdział 5


Taylor nawet nie wie, kiedy przeleciał styczeń i do kalendarza zajrzał luty obiecując nadejście wydarzenia, na które blondynka czekała od tak dawna. Pod koniec miesiąca miała do sklepów trafić druga płyta bliźniaków. Nie mogła się doczekać, by ją kupić i przesłuchać. Pokochała utwory z pierwszej płyty, widząc w nich coś, czego nikt inny nie był w stanie dostrzec. Wierzyła, że ich kolejne dzieło będzie jeszcze lepsze a utwory uchylą przed nią rąbka tajemnicy mówiącego o ich obecnym życiu, w którym niestety nie miała okazji brać udziału. Kucia nie rozumiała jej podekscytowania. Mimo tego, że Taylor wytłumaczyła jej wszystko i opowiedziała niemal całe dzieciństwo dziewczyna nadal podchodziła do wszystkiego sceptycznie sądząc, że chłopacy pewnie już o niej zapomnieli zbyć zajęci sławą i tworzeniem muzyki. Radziła jej, by nie łudziła się, że może być inaczej. Minęło sporo czasu odkąd ostatni raz się widzieli. I oni i ona się zmienili. Ale blondynka nie chciała wierzyć w to, co mówiła jej Ania. Znała ich za dobrze, by sądzić, że byli zdolni zapomnieć. Była naiwna, ale to dawało jej siłę.

Kilka wspomnień tamtych chwil, które dają siłę, by dalej żyć. Kilka wspomnień i obrazów, które ma przed oczami za każdym razem, gdy myśli o domu.

Wydanie płyty było wielkim wydarzeniem. Mówili o tym wszędzie. W prasie, telewizji, radiu. Choć na co dzień nikt nie przyznawał się do słuchania ich muzyki, to tego dnia fanów było zatrzęsienie. Kolejki w sklepach długością przypominały te za czasów komuny, a ludzie niecierpliwili się poganiając kasjerów, bo każdy chciał już wrócić do domu i na spokojnie wgłębić się w nową dawkę energii. Blondynka przeskakiwała z nogi na nogę próbując zająć jakoś czas. Kucia mimo szczerych chęci nie była w stanie jej towarzyszyć tego dnia. Miała wizytę u lekarza, której nie mogła przełożyć, dlatego dziewczyna zerkała co chwilę na zegarek i modliła się, by wreszcie nadeszła jej kolej. Wcale nie musiałaby kupować tej płyty. David mógł jej wysłać jedną, ale wtedy jej mama dowiedziałaby się, że mają kontakt. Nie mogła aż tak ryzykować. Wolała odstać w kolejce tyle, ile trzeba i mieć pewność, że jej planom nic nie zagrozi. Gdy wreszcie zapłaciła niemal na skrzydłach poleciała do domu i zamknęła się w swoim pokoju wkładając płytę do odtwarzacza. A potem zatonęła w dźwiękach, słowach i całokształcie pozwalając, by to wszystko ją przeniosło do miejsca, za którym tęskniła każdego dnia od siedmiu już lat.


Jeszcze tylko parę chwil i znów będzie tam, gdzie od dawna chciała być.


- No panowie szykujcie się. Na dniach ruszamy w trasę. Praktycznie na samym początku zaliczymy koncert w Polsce. To dla was szansa, by zdobyć tam jeszcze więcej fanów. Powinniście być z nich dumni. Zawzięcie walczyli, byście mogli u nich wystąpić – powiedział David, gdy pojawił się popołudniu w studiu, gdzie mieli ostatnie spotkanie przed wyjazdem.
- Na to liczymy David – powiedział Bill uśmiechając się delikatnie. Nazwa państwa coś mu mówiła, ale nie był w stanie z niczym jej sobie skojarzyć. Jego brat siedział zamyślony obok i zdawało się, że żadne z wypowiedzianych przed chwilą słów do niego nie dotarło. Zawzięcie próbował sobie przypomnieć, gdzie mieszkała ciocia Taylor, by sprawdzić czy zagrają tam koncert, ale tak naprawdę nie miał pewności, że nadal tam jest. Przecież mogła się przeprowadzić.
Gdy wrócili do domu zamknął się w swoim pokoju i postanowił dokończyć pakowanie. Znając życie będzie musiał pomóc Billowi, żeby udało im się wyjechać na czas. Jeśli idzie o pakowanie to Czarny był w tym koszmarny. Najchętniej zabrałby ze sobą wszystko, choć najnormalniej w świecie nie ma na to miejsca w ich busie.


Kilka tygodni z dala od domu. Koncerty, fani, podróżowanie. Kolejne miasta, państwa do odhaczenia na liście. Co jeszcze zostało im do zdobycia? Poza marzeniami, których spełnić nie są w stanie?


-
Tak wujku słyszałam o tym... Nie wiem, czy mi się uda. Wiesz, jaka jest mama. Nie mogę jej nawet słowem wspomnieć o tym zespole, bo zaraz wyszuka ich na necie i odkryje prawdę... Spróbuję coś wykombinować, ale to naprawdę daleko... Też za Tobą tęsknie. Dam Ci znać, jak coś wymyślę. Pa.

Taylor odłożyła telefon i spojrzała smętnym wzrokiem na komputer. Tydzień temu dowiedziała się, że bliźniacy zagrają w Polsce. Niestety koncert miał odbyć się w stolicy, do której miała spory kawałek i wątpiła, że uda jej się zniknąć niezauważoną na przynajmniej dwa dni. Zwłaszcza, że koncert odbywał się w tygodniu. Nie mogła więc powiedzieć mamie, że idzie na noc do Kuci. Myślała i myślała, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Była bliska poddania się, ale jej smutki i żale musiały poczekać. Jane wróciła do domu i koniecznie chciała porozmawiać z córką. Blondynka niechętnie zeszła na dół i usiadła w swoim ulubionym fotelu spoglądając na mamę.


Jakim cudem mogła kogoś kochać i jednocześnie nienawidzić? Kochać za dane życie i nienawidzić za odebranie tego, co kochała najbardziej. Przyjaciół.

-
Właśnie się dowiedziałam w pracy, że będę musiała na początku kwietnia wyjechać na tydzień na szkolenie – powiedziała bez ogródek i zerknęła na córkę. Wiedziała, że jest już dużą dziewczynką i poradzi sobie bez niej te kilka dni. Mimo wszystko chciała mieć pewność, że Taylor rozumie powagę sytuacji.
- Kiedy dokładnie jedziesz? - zapytała niby obojętnym tonem. Choć serce chciało jej wyskoczyć z piersi ze szczęścia nie mogła tego pokazać mamie. Wiedziała, czego od niej oczekiwała. Powagi i odpowiedniego podejścia do sprawy. Inaczej gotowa była zabrać ją ze sobą. A być może właśnie nadarzyła się okazja, by odwiedzić stolicę.
- Pierwszy tydzień kwietnia. Czyli za czternaście dni. Poradzisz sobie?
- Jeśli zostawisz mi pieniądze na przeżycie to tak. Przecież wiesz, że zawsze sobie radzę.
- Wiem kochanie. Zostawię Ci tyle, ile będziesz chciała, byś nie musiała z niczego rezygnować.
- Dziękuję mamo – powiedziała Taylor i z uśmiechem na ustach wróciła do swojego pokoju. Już chciała dzwonić do Davida, ale przypomniała sobie, że mama jest w domu i może coś usłyszeć. Nie chcąc się zdradzić wystukała krótką wiadomość:


„Mama jedzie na szkolenie! Będę w Warszawie 4 kwietnia. Zaraz zarezerwuję sobie pokój w hotelu na dwa dni.”

„Hotelem się nie martw, ja wszystko załatwię. Daj mi później znać, o której będziesz na dworcu, to Cię odbiorę. Do zobaczenia.”


Blondynka odłożyła telefon na biurko i ruszyła w stronę szafy, by zobaczyć, czy będzie miała, co ze sobą zabrać na koncert. Po krótkiej chwili stwierdziła, że będzie musiała wybrać się na zakupy.
- Mamo! Muszę iść na zakupy. Dasz mi coś kasy? - zawołała jednocześnie schodząc na dół. Rodzicielka wciąż siedziała w salonie i zawzięcie notowała w swoim notesie. Machnęła tylko ręką w stronę torebki dając blondynce znać, by wzięła tyle, ile jej trzeba. Dziewczyna obsłużyła się i bez słowa wyszła z domu. W drodze do centrum napisała do Ani sms, czy nie chce jej potowarzyszyć. Na odpowiedź nie musiała czekać długo i chwilę później razem buszowały po olbrzymim poznańskim Browarze. W międzyczasie dziewczyna opowiedziała przyjaciółce, o swoim planie. I choć Kucia wciąż sceptycznie do tego podchodziła, to Tay cieszyła się, że znowu zobaczy ukochanego wujka. Sama nie wiedziała, czy chce spotkać się z chłopakami, czy woli poczekać jeszcze rok i zobaczyć się z nimi w domu. Byłoby jej trudniej przetrwać ten czas wiedząc, że oni czekają niecierpliwie na kolejne spotkanie. Choć nie mówiła o tym głośno, to czasem nachodziła ją niepewność. A jeśli oni naprawdę zapomnieli?


Czy można zapomnieć o swoim Aniele, który uczynił marzenia rzeczywistością? Czy można zapomnieć o kimś, kto dzielił z Tobą wszystko? Można, czy nie?

Choć uwielbiali grać koncerty i cieszyli się, że z każdym dniem mają coraz więcej fanów, to czasem marzyli o tym, by na jeden dzień wszyscy zapomnieli o tym, kim oni są. Jeden dzień bycia anonimowym. Choć za wszelką cenę starali się być sobą, to media na każdym kroku starały się wytknąć im sztuczność. Uważali, że wygląd Billa ma celowo przyciągać uwagę a Tom sam rozpuszcza plotki o swoich podbojach, by wszyscy mieli go za boga seksu. Nie było w tym ani krztyny prawdy, ale niewiele mogli z tym zrobić. Ludzie wierzyli w to, co chcieli wierzyć. Nikogo nie obchodziła prawda. Nikt nie chciał czytać o tym, że Bill był taki od zawsze a Tom wciąż czekał na tą właściwą dziewczynę mimo tego, że dostawał morze propozycji od fanek. W świecie, w którym teraz żyli prawda znaczyła najmniej. A że oni twardo jej bronili i z wieloma rzeczami się nie zgadzali, media próbowały na siłę szukać błędów, które popełniali. To był wyścig szczurów, w którym nie było wygranych. Tracili wszyscy bez wyjątku.

Wszystko ma swoją cenę. Nawet spełnianie marzeń. I oni doskonale o tym wiedzieli. Mieli tylko nadzieję, że wśród morza nieprzyjaznych dusz znajdą osoby, które będą znały prawdę. Przyjaciół, którzy cenią ich za to kim są. Póki co byli tylko ludzie, którym zależało na ich sławie i pieniądzach. A nie tak powinno być.

4.10.2012

Rozdział 4


- Tay gdzieś ty wczoraj przepadła? Czekałam na ciebie, ale nie przyszłaś, więc zeszłam na dół cię popędzić. I nie uwierzysz, ale cię tam nie znalazłam. Czekam na jakieś wyjaśnienia.
Dziewczyna była naprawdę wkurzona. Uwielbiała blondynkę, choć zdawała się być zamknięta w sobie i niewiele mówiła o przeszłości. Miała nadzieję, że jeśli wykaże się cierpliwością to zyska zaufanie Taylor i przepustkę do tajemnic, które trawiły ją każdego dnia.
Blondynka bez słowa podała Kuci gazetę, która wczoraj tak nią wstrząsnęła. Otwarła na artykule o bliźniakach i kazała czytać.
- Nie bardzo rozumiem, dokąd zmierza twój tok rozumowania. Ja cię pytam o wczoraj a ty mi pokazujesz artykuł o jakimś dziwnym zespole – powiedziała ostrożnie Ania. Zaczynała sądzić, że jej koleżanka powoli dostaje świra od ciągłego zamykania się na ludzi.
- Ci dwaj – wskazała palcem na blondyna w dredach i czarnego, z fryzurą z mangi – ja ich znam. To moi przyjaciele z Niemiec. Nie mogę uwierzyć, że im się udało.
- O rety – wyszeptała tylko Ania i jeszcze raz przyjrzała się chłopakom. A potem zasypała znajomą gromem pytań odnośnie ich przyjaźni. Poczuła, że wreszcie otwarły się przed nią wrota do serca blondynki i nie zamierza zrezygnować z możliwości dowiedzenia się wszystkiego.
Spędziły całą sobotę rozmawiając o przeszłości, którą Taylor tak skrzętnie przed wszystkimi skrywała. Dopiero teraz, widząc jej przyjaciół uśmiechających się z okładki mogła odetchnąć i wyjawić komuś obawy, które ją zjadały.


Wreszcie poczuła, jak ogromny kamień spadł jej z serca. Była wolna, bo oni się spełnili. A gdy spełniali się oni spełniała się i ona. Tak działała, działa i działać będzie ich przyjaźń.

- Myślisz, że ona gdzieś tam jest? - zapytał Bill, gdy razem z bratem wracali z mini trasy do domu. George i Gustav byli już w swoich domach. Ostatnim przystankiem na liście ich busa było niewielkie Loitche, w którym wciąż stał ich rodzinny dom oraz inny, oddalony o dwa numery, który sześć lat temu zamieszkiwany był przez ich przyjaciółkę.
- Oczywiście, że tak Bill. Skąd w ogóle ten pomysł? Obiecała, że o nas nie zapomni. Ufam jej. Wróci tu po prostu musimy jeszcze poczekać.
Czarny nie odezwał się już więcej analizując słowa brata. Tom tak uparcie wierzył w powrót blondynki. Tylko, gdy zaczynali rozmawiać o niej, jego oczy skrzyły się tym blaskiem, którego od tak dawna nie oglądał na co dzień. I chciał, tak jak brat, wierzyć, że ona mimo wszystko czuwa nad nimi i bez względu na to, gdzie teraz jest pamięta.


Bo obietnice składane przyjaciołom to świętość. Nie wolno ich łamać, choćby zależało od tego nasze życie.

Krzyki, piski, mdlejące nastolatki. Sesje zdjęciowe, wywiady, koncerty. Ich sława z każdym dniem była większa. Ich muzyka powoli opanowywała Europę, ale mieli ambicje, by zajść jeszcze dalej. Skupili się na koncertowaniu i promowaniu swojej pierwszej płyty, by w ciszy i spokoju zacząć pracę nad kolejną, która pozwoli im wznieść się ponad szarą rzeczywistość i sprawi, że usłyszy o nich nie tylko Europa, ale i świat. Potrzebowali takiej płyty, która pozwoli im błyszczeć tak jasno, by nikt nie był w stanie ich przeoczyć. Marzyła im się wielka trasa po Europie, sława w Stanach i koncert w Tokio. Ale czołowe miejsce na liście marzeń dwóch bliźniaków, bez których ten zespół by nie powstał, wciąż zajmowała ona.
- Chłopcy spójrzcie, co znalazłam – powiedziała Simone przychodząc do salony z wielkim pudłem. Od kilki dni starała się uporządkować nieco dom. Udało jej się zapanować nad chaosem, który panował w garażu i pokoju gościnnym. Kolejny na liście był strych, na który ostatni raz ktoś zaglądał chyba sześć lat temu.
- Co to mamo? - zapytał Bill a jego oczy zabłyszczały. Uwielbiał takie skarby, które po latach wygrzebywało się spod warstwy kurzu. Były niczym wehikuł czasu, który pozwalał choć na chwilę cofnąć się w przeszłość.
Kobieta bez słowa postawiła przed nimi karton i wróciła na strych, by zająć się resztą. Tak naprawdę zależało jej, by uporali się z tym sami. Potrzebowali tego. Widziała, jak bardzo się męczyli każdego dnia przez ostatnie sześć lat. Tęskniąc i czekając na jakiś znak od niej.
Tom zajrzał do pudła, które stało na stole i znieruchomiał. Po chwili jednak uniósł dłoń i sięgnął nią coś, co okazało się być zdjęciem. Bill otworzył szeroko usta spoglądając na trzymaną przez brata fotografie. Ich wspólne zdjęcie. Zajrzał do kartonu i westchnął cicho. Było wypełnione wszystkim tym, co kojarzyło im się z Taylor. Jakiś miesiąc po jej wyjeździe postanowili wszystko spakować i wynieść na strych, by nie sprawiało im bólu za każdym razem, gdy na to spojrzą.


A teraz wszystkie wspomnienia wróciły. Przez te lata starali się o niej zapomnieć jednocześnie mając pretensje, że to ona zapomniała o nich. Jak mogli jej coś takiego zrobić?

- Jesteśmy skończonymi idiotami – podsumował Tom odsuwając od siebie pudło. Jak mógł próbować zapomnieć o jedynym aniele, który uczynił ich życie prostszym? Niestety nie dane mu było dalej się biczować, bo do salonu wpadł David – ich manager. Osoba, która wyniosła ich ponad przeciętność.
- Chłopaki mam wspaniałe wieści. Parę krajów Europy domaga się waszego koncertu, więc trasa z nową płytą zyska całkiem nowy wymiar. Trzeba dograć ostatnie utwory i zacząć próby przed wyjazdem. Nie ma czasu na obijanie się. Jutro widzimy się w studiu o ósmej.
I wybiegł zostawiając ich z natłokiem myśli.
- Sądzisz, że uda nam się zagrać tam, gdzie ona teraz jest?
- Mam nadzieję, że gdziekolwiek jest dotarła do niej wiadomość, że nam się udało. Chciałbym, żeby była z nas dumna – powiedział Bill i wstał udając się do swojego pokoju. Było już dosyć późno a skoro David chciał ich widzieć tak wcześnie w studiu to musiał się porządnie wyspać.
Tom natomiast patrzył się pustym wzrokiem na karton, który zawierał esencję ich życia. Może i był naiwny, ale nie chciał tracić tych ostatków wiary, które pokładał w ich blondwłosego zbawiciela.


Taylor była podekscytowana. Odkąd tylko natknęła się na artykuł o bliźniakach pilnie śledziła wszystkie wzmianki na ich temat. Już niedługo mieli wydać nową płytę i ruszyć w trasę po Europie. Naiwnie liczyła, że zagrają w Polsce. W końcu fanów mieli tutaj całkiem sporo, więc to mogło się udać. I nie ważne dla niej było, gdzie ten koncert w Polsce się odbędzie, bo ona i tak się na nim pojawi. Choćby miała później do osiemnastki mieć szlaban.
Zerknęła tęsknie w stronę albumu, który nieco zakurzony kusił ją swoją zawartością. Gdy nadchodziły te gorsze dni a ona nie była w stanie wytłumaczyć Kuci, co się z nią dzieje, siadała na parapecie z albumem w ręce i sącząc gorące kakao kartkowała wspomnienia pozwalając łzą spływać swobodnie po jej bladych policzkach. Tak bardzo za nimi tęskniła. Miała aby nadzieję, że oni jeszcze o niej nie zapomnieli.


Będziemy istnieć, póki ktoś będzie o nas pamiętać. Dlatego tak ważna jest przyjaźń. Ona zapewnia nam nieśmiertelność.

Kilka kolejnych tygodni przeleciało jej przez pale i nawet nie wiedziała kiedy do kalendarza zawitał grudzień niosąc ze sobą chłód i przedsmak świąt. Czas, na który Taylor wcale nie czekała. Odkąd spędziła święta z Kaulitzami sześć lat temu żadne inne nie były dla niej wystarczająco dobre, by się uśmiechać i udawać, że wszystko gra. Nie radziła sobie ze swoim życiem. Wciąż miała wrażenie, że czegoś w nim brakuje. Odliczała dni do uzyskania pełnoletności, by móc spakować walizki i wrócić tam, gdzie jest jej miejsce. Do Niemiec. W tajemnicy przed mamą znalazła numer do wujka Davida i kontaktowała się z nim uzgadniając wszelkie szczegóły. Ich sekretne rozmowy trwały od momentu, gdy Tay przeczytała materiał o chłopakach i zadzwoniła, by mu podziękować, że dotrzymał danego słowa. Sam David choć bardzo chciał, nie miał jak jej o tym poinformować, bo Jane odcięła się od absolutnie wszystkich i nawet z własnym bratem nie utrzymywała kontaktu. Choć wciąż miała jego numer. David obiecał przyjąć ją do siebie i pomóc znaleźć pracę, na którą się uparła. Chciała płacić za siebie i nie mieć wyrzutów sumienia, choć wujek spokojnie mógł utrzymać ich oboje i nawet by tego nie odczuł. Poprosiła go też, by przed jej przyjazdem przygotował dom. Chciała, by oboje się tam przenieśli. David nie oponował. Wszystko będzie tak, jak ona sobie życzy. Tylko musi podać datę powrotu. A pozostały jej jeszcze niemal dwa lata.

Rozstania istnieją tylko po to, by powroty cieszyły nas jeszcze bardziej.