18.09.2012

Rozdział 3


- David pomoże nam się spakować – powiedziała Jane, gdy jej córka wróciła w piątkowe popołudnie do domu. Dziewczynka tylko kiwnęła głową i udała się do swojego pokoju. Część rzeczy czekała już spakowana w kartonach, by zanieść je do samochodu. Mimo wszystko ciężko jej było tak po prostu wsadzić całe swoje dotychczasowe życie do pudła. Wcale nie chciała wyjeżdżać do cioci. Wolałaby zostać tutaj. Proponowała to mamie. Była pewna, że wujek chętnie by się nią zajął. Jane jednak była nieugięta.
- Nie smuć się mała. Obiecuję, że jak tylko będę mieć taką okazję, to ściągnę cię tu na stałe – powiedział David wchodząc do pokoju dziewczynki. Nie potrafił zrozumieć postępowania swojej siostry, ale starał się ją popierać w podejmowanych krokach. Rozumiał, że chciała odciąć się od przeszłości, ale powinna pozwolić zdecydować Taylor, jak ma wyglądać jej życie. Było mu szkoda siostrzenicy, dlatego obiecał i jej i sobie, że ściągnie ją tu z powrotem.
- Obiecaj mi coś wujku – powiedziała spoglądając niepewnie w stronę drzwi, w których stał David.
- Co tylko zechcesz aniołku.
- Pomożesz Billowi i Tomowi się wybić. Czeka ich wielka kariera. Ja to wiem. Tylko potrzebują pomocy.
- Zrobię co w mojej mocy.
- Dziękuję.


Przyjaciele nie tylko są aniołami, którzy nad nami czuwają. Są też jedynymi osobami, które znają nasze marzenia i pomagają nam w ich spełnianiu.

Śnieg już niemal stopniał pozostawiając po sobie wielkie kałuże i nieprzyjemny widok. Taylor po raz ostatni szła do szkoły. Tom i Bill milcząc kroczyli obok niej. Nie wiedzieli, co powinni powiedzieć. Dla wszystkich to był ciężki dzień. Za dwa dni ich przyjaciółka miała wyjechać bardzo daleko. Choć mieli dwa miesiące, by oswoić się z tą myślą wcale nie było im łatwiej. Wręcz przeciwnie. Czas nieubłaganie gnał do przodu z każdym dniem przypominając im, jak niewiele chwil pozostało.
- Bill obiecaj mi coś – szepnęła dziewczynka wykorzystując chwilę, w której nauczycielka opuściła klasę. Chłopak spojrzał na nią niepewnie, ale skinął głową, by kontynuowała.
- Obiecaj, że się nie poddacie i zrobicie wszystko, by się wybić. Załóżcie zespół, zacznijcie grać. Cokolwiek. Tylko proszę próbujcie do upadłego.
Na te słowa chłopak jedynie objął mocno swoją przyjaciółkę szepcząc ciche „obiecuję”.


Obietnice nie do złamania. Marzenia w zasięgu wzroku. Przyjaźń, której nie zniszczy nic.

Tuląc do siebie przyjaciół nie próbowała powstrzymywać łez. Miała do nich prawo. W jednej ręce ściskała pluszaka od Billa a w drugiej kopertę, w której koślawym pismem Tom naskrobał parę słów, które miały jej o nich przypominać. Zupełnie, jakby była w stanie o nich zapomnieć. Wierzyła, że im się uda. Że jeszcze będzie z nich dumna. Wiedziała, że wujek jej nie zawiedzie i jeśli tylko dadzą mu szanse to im pomoże. Z niecierpliwością wyczekiwała dnia, w którym o nich usłyszy. Oby nie kazali czekać jej długo.
- Będziemy za tobą tęsknić – powiedział Bill ocierając łzy, które rozmazały mu makijaż.
- Obiecaj, że o nas nie zapomnisz – dodał cicho Tom spoglądając na nią.
- Nigdy was nie zapomnę. Wrócę tu zanim zdążycie zauważyć, że mnie nie ma – powiedziała ponownie wtulając się w ich ramiona. Przecież 8 lat to nie tak wiele. Przeleci raz dwa. A wtedy wróci tu i będzie cieszyć się razem z nimi tym, co życie miało im do zaoferowania.


Wyjeżdżała, ale przecież nie na zawsze. Oni wierzyli w to, że wróci. Musieli wierzyć, bo to była jedyna rzecz, która wciąż dawała im siły by walczyć o swoje marzenia. Ona w nich wierzyła. Teraz czas by oni zaczęli powoli się spełniać.

Raptem kilka godzin później wysiadała z samochodu i rozglądała się po niewielkim osiedlu. To tutaj miały tymczasowo zamieszkać. Z cichym westchnieniem chwyciła swój plecak i ruszyła za mamą. Nie przekonywało jej to miejsce, tęskniła za ogrodem i pewnymi bliźniakami, do których miała tak blisko i w każdej chwili mogła do nich wpaść.

- Taylor tak dawno cię nie widziałam. Ale wyrosłaś.
- Prawda? Śliczna z niej dziewczynka.

Mama wraz ze swoją siostrą zachwycały się jej wyglądem a ona marzyła tylko o tym, by pozwolono jej pójść do drugiego pokoju. Chciała w spokoju przeczytać list od Toma. Była ciekawa, co jej napisał.


Hej Aniołku
Strasznie mi głupio pisząc ten list. Nigdy nie sądziłem, że kiedyś nas zostawisz. Strasznie dziwnie będzie chodzić do szkoły tylko z Billem. On nie mówi o tym głośno, ale bardzo to przeżywa. Byłaś dla niego bardzo ważna. Tak samo, jak dla mnie. Ale chyba w nieco inny sposób. Nie wiem, jak to napisać. W sumie mało o tym wiem, ale wydaje mi się, że jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką. Bardzo mi Ciebie brakuje i mam nadzieję, że wrócisz do nas. Do mnie. Bardzo Cię potrzebujemy. Nie zapomnij o nas.
Tom


Miała łzy w oczach czytając te kilka zdań. Nie bardzo rozumiała, o co chodziło Tomowi, ale była mu wdzięczna. Wiedziała, że bez względu na wszystko wróci do nich. Miała tylko nadzieję, że nie zdążą o niej do tego czasu zapomnieć.



Sześć lat później


- Tay pośpiesz się. Ile mam czekać?
- Już idę mamo.
Dziewczyna szybko zbiegła po schodach i łapiąc w locie kanapkę wybiegła z mieszkania. Wiele się zmieniło odkąd wprowadziły się do siostry mamy sześć lat temu. Miały teraz własne mieszkanie, samochód i wszystko, czego potrzeba do szczęścia. Prawie wszystko. Mimo szczerych chęci Taylor nie potrafiła się przed nikim otworzyć. Miała wielu znajomych, z którymi spędzała czas, ale nikt nie zasłużył na miano przyjaciela.

- Nareszcie jesteś. Już myślałam, że nie przyjdziesz.
- Spokojnie Kucia przecież jestem. Korki były – powiedziała blondynka wchodząc za koleżanką do szkoły. Od samego początku złapała z Kucią wspólny język i trzymały się razem. Obie pasjonowały się muzyką i tańcem. Dwa lata temu zaczęły chodzić wspólnie na zajęcia do domu kultury i świetnie sobie radziły.

- Jakie plany na dzisiaj? - zagadnęła Kucia, gdy zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec zajęć tego dnia.
- Sama nie wiem. Chyba wejdę do Empiku po parę gazet. Jestem do tyłu jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju plotki. A potem nie wiem. Może wpadniesz. Obejrzymy jakiś film?
- W sumie dobry pomysł. Idę z tobą. Muszę poszukać jednej książki.

Śmiejąc się i żartując udały się w stronę sklepu. Taylor została na parterze w dziale z prasą a Kucia udała się na piętro. Dziewczyna obiecała, że jak tylko kupi swoje gazety to dołączy do znajomej i pomoże jej w poszukiwaniach. Kucia była strasznie nieufna jeśli idzie o ludzi pracujących w sklepach i nigdy nie prosiła ich o pomoc. Wychodziła z założenia, że wiedzą mniej od niej i aby marnowali jej czas.
Blondynka stanęła przed półką z gazetami i zamarła. Z okładki Bravo uśmiechali się do niej bliźniacy w towarzystwie jakiś dwóch chłopaków. Z początku nie potrafiła zrozumieć o co chodzi. Od trzech lat kupowała wszystkie możliwe gazety szukając choćby wzmianki o jej przyjaciołach. Aż tu nagle znalazła ich. Wreszcie im się udało. Chwyciła gazetę i ruszyła w stronę kasy. Chciała jak najszybciej przeczytać, co tam napisali. Zapominając zupełnie o koleżance, która wciąż buszowała wśród książek, wybiegła ze sklepu i wróciła do domu. Zamykając się w swoim pokoju odetchnęła głęboko i otwarła gazetę. Szybko przebiegała wzrokiem po tekście. Łzy lśniły jej w oczach. Udało im się.


Marzenia się spełniają. Nawet jeśli czasem wydają się nierealne trzeba wierzyć i dążyć do tego, by się urzeczywistniły. Im się udało. Była z nich dumna. Miała nadzieję, że kiedyś będzie miała szanse powiedzieć im to osobiście.

- Bill pośpiesz się.
- Nie gorączkuj się tak już idę.
Obaj wsiedli do małego vana, który stał pod domem. W środku siedzieli już ich przyjaciele, z którymi tworzyli zespół. Do tej pory trudno im było uwierzyć w to, że spełniły się ich marzenia. Gdyby Taylor tu była na pewno śmiałaby się powtarzając, że od początku w nich wierzyła i wiedziała, jak to się skończy. Niestety nie widzieli jej już od sześciu lat. Nie pisała, nie odzywała się. Zdawali sobie sprawę, że winę za to ponosiła jej mama, ale i tak było im przykro. Tom strasznie się zmienił. Zamknął się w sobie i nawet Bill nie był w stanie do niego dotrzeć. Dziewczyny w ogóle go nie interesowały. Z czasem zaczął podejrzewać, że jego brat coś czuł do Taylor. Choć to brzmiało dość absurdalnie. Przecież byli dziećmi.
Kolejna sesja zdjęciowa. Kolejne tłumy fanów. To powoli stawało się ich codziennością, którą pokochali. W końcu tego od zawsze pragnęli. Chcieli tworzyć muzykę, która trafi do milionów. Pokazać, że mają coś do powiedzenia. Że są coś warci. Co prawda nienawiść wobec nich się nasiliła, ale nie przejmowali się tym. Musieli zrezygnować ze szkoły i teraz mieli zajęcia z prywatnym nauczycielem. Nagle okazało się, że nauka nie jest taką złą rzeczą. Bez tych wszystkich ludzi, którzy na każdym kroku im dokuczali i wytykali palcami dało się to jakoś znieść. Simone była z nich bardzo dumna. Wiedziała, że im się uda i nie pozwalała im zwątpić. Zdawała sobie sprawę, że wiele zawdzięczają Taylor, która zaszczepiła w nich niezłomną wiarę i wciąż czuwała nad nimi.


Bo przyjaciele są naszymi aniołami.

10.09.2012

Rozdział 2


Kolejne dni niczym nie różniły się od poprzednich. Chodzili do szkoły, gdzie cieszyły ich tylko przerwy spędzane we własnym towarzystwie. A po szkole wracali do domów. Taylor coraz więcej czasu spędzała u bliźniaków. Unikała tym samym kłótni rodziców, które z dnia na dzień nabierały tempa. Stało się nieuniknione. Pewnego dnia wracając ze szkoły ujrzała ojca, który z kilkoma torbami w dłoniach wychodził z domu.

Ich domu, który miał być przecież azylem a stał się piekłem na ziemi.
Podbiegła do niego i mocno wtuliła się w jego ramiona, które czekały otwarte tylko dla niej. Kilka łez niepostrzeżenie potoczyło się po jej zarumienionych policzkach.
- Nie chcę, żebyś odchodził – wyszeptała spoglądając smutno na ojca. Ten tylko pokręcił głową spuszczając wzrok.
- To niestety nie zależy ode mnie, mój mały aniołku. Tak będzie najlepiej. A teraz zmykaj do domu. Mama ma ci coś ważnego do powiedzenia.

Po tych słowach zebrał swoje rzeczy i ruszył w dół ulicy. Dziewczynka jeszcze chwilę stała spoglądając za nim, a gdy zniknął jej z oczy weszła przez furtkę na podwórko i udała się w stronę drzwi wejściowych.

Jak to możliwe, że jeszcze wczoraj posiadała oboje rodziców i nadzieję na lepsze jutro a teraz czuła, jakby straciła wszystko?
Rzucając plecak w przedpokoju obok przemoczonych butów poczłapała w stronę salonu, w którym siedziała jej matka. W dłoni trzymała kubek z kawą i w pierwszej chwili zdawała się nie zauważyć, że ktoś jeszcze pojawił się w pomieszczeniu.
- Chciałaś ze mną porozmawiać? - zapytała blondynka zajmując miejsce na wprost matki. Czekała w ciszy napinając wszystkie swoje mięśnie. Tak bardzo bała się tego, co za chwilę miała usłyszeć. W wielu kłótniach jej matka mówiła, że się wyprowadzą gdzieś daleko, by zapomnieć o tym koszmarze, który zafundował im jej ojciec. Taylor wcale nie uważała, by to była jego wina. Oboje do tego doprowadzili. I nikt nie zapytał jej o zdanie. Wbrew jej woli zniszczyli nie tylko swoje małżeństwo, rodzinę, ale przede wszystkim jej życie.

Czy już nie pamiętacie jak to kiedyś było
Czy spaliliście nasze zdjęcia
Złamałem deski przed oknami
Zaryglowałem moje drzwi
Wy nie widzicie, że ja już dłużej nie mogę
Wasz świat nie jest moim światem
On mnie wykończył
- Tak, musimy porozmawiać – powiedziała po chwili ciszy Jane spoglądając smutnym wzrokiem na córkę. Wiedziała, że ta znienawidzi ją za to, co zaraz usłyszy, ale nie miały innego wyjścia. Musiała to zrobić.
Wbrew swojej woli

- Jak to się wyprowadzamy? Gdzie? - zapytała roztrzęsionym głosem dziewczynka. Z całych sił starała się opanować łzy, które uparcie cisnęły się jej do oczu.
- Do mojej siostry do Polski.
- Ale przecież to tak daleko. Jak ty to sobie wyobrażasz? Tu mam przyjaciół, których nie chcę zostawiać. I tatę. Dlaczego mi to wszystko odbierasz?!
Jednak nie czekała na odpowiedź. Wybiegła z salonu. Założyła szybko swoje buty i nie sięgając nawet po kurtkę wybiegła z domu. Kierowała się tylko dwa numery dalej do jedynego miejsca, w którym czuła się bezpiecznie.
Do jej prywatnego raju.
Zapukała i przestępując z nogi na nogę czekała, aż ktoś jej otworzy. Po chwili ujrzała czarną czuprynę należącą do jej przyjaciela. Nie potrafiąc już dłużej nad sobą panować rozpłakała się wtulając się ufnie w jego raniona. Szlochała, gdy prowadził ją do salonu. Szlochała, gdy siadali na kanapie. Szlochała, gdy po drugiej stronie poczuła ciepłe ramiona drugiego przyjaciela. Musiała wyrzucić z siebie cały ból, który gromadził się od tak dawna. Musiała, bo inaczej nie będzie w stanie powiedzieć im o tym, co przed chwilą się dowiedziała.
Jej świat runął a ona dusiła się pyłem, który wciąż unosił się w powietrzu. Nie miała już siły. Nie było o co walczyć. Ze opuszczonymi ramionami spoglądała na to, co kiedyś dawało jej szczęście. Teraz to była tylko sterta gruzu.
- Nie możesz się wyprowadzić – powiedział cicho Bill przytulając ją do siebie mocniej. Nie umiał sobie wyobrazić, że mogłoby jej zabraknąć. Już wystarczająco złe było to, że w szkole rozdzielili go z Tomem. Miał teraz stracić i ją?
- Muszę. Moja mama nie zmieni zdania. Od dawna to planowała – wyszeptała cicho dziewczyna ocierając rękawem swojej za dużej bluzy łzy. Dostała ją kiedyś w prezencie od Toma i przez ostatnie tygodnie nie rozstawała się z nią. Wracając do domu, który zamienił się w pole walki tylko ta jedna rzecz dawała jej poczucie bezpieczeństwa.
- Dlaczego nic nam nie mówiłaś? - zapytał Tom patrząc na nią smutnym wzrokiem.
- Nie chciałam was martwić. Poza tym wciąż miałam nadzieję.

Tą noc spędziła u bliźniaków. Mama jej nie szukała. Zdawała sobie sprawę, jak wielką krzywdę wyrządza córce i pozwoliła jej nacieszyć się przyjaciółmi. Po nowym roku miały zacząć pakować walizki i jeszcze przed feriami zimowymi przenieść się do Polski.
Dwa miesiące, by nałapać wspólnych wspomnień, które wypełnią pustkę, gdy nadejdzie czas rozłąki.
Taylor z uśmiechem przyglądała się przyjaciołom, którzy specjalnie dla niej ułożyli piosenkę. Głupia dziecięca rymowanka, która sprawiła, że łzy zaszkliły się w jej błękitnych oczach. Wierzyła, gdy mówili, że zawładną światem. Życzyła im tego z całego serca. Miała nadzieję, że będzie wtedy przy nich. Niestety wszystko wskazywało na to, że będą musieli poradzić sobie bez niej. Ale ona nie zapomni. Wszystko jedno, gdzie akurat będzie. Dla niej już byli gwiazdami.
Jej własnym niebem, które na zawsze pozostanie w jej sercu.
Święta. Czas, który powinien się wszystkim kojarzyć z ciepłem, rodzinną atmosferą i poczuciem bezpieczeństwa. Taylor wiedziała, że bez względu na to, co postanowi jej matka, ona tegoroczne święta spędzi dwa numery dalej. Z przyjaciółmi. Być może to były ich ostatnie wspólne święta. I chciała, by były najpiękniejszymi ze wszystkich.

Od rana niespokojnie krzątała się po pokoju przygotowując się do wyjścia. Obiecała pomóc przyjaciołom ubrać choinkę. Chciała też wspomóc Simone w kuchni. Była im wdzięczna za to, że pozwolili jej tam być tego dnia. Gdy wreszcie była gotowa zbiegła po schodach i nawet nie zerkając w stronę salonu ubrała buty, kurtkę i wyszła na dwór. Mróz tego dnia był wielki. W nocy śniegu napadało tyle, że teraz z trudem mogła pokonać drogę od drzwi do furtki. A mimo to uśmiechała się szeroko i nuciła pod nosem kolędy. To będą jej najpiękniejsze święta.
Nie zdążyła nawet zapukać do drzwi, bo zanim do nich dotarła już stały otworem.
- Poczekaj chwilę – powiedział do niej Bill zakładając czapkę. - Tom pośpiesz się! - krzyknął przymykając za sobą drzwi, by zimno nie dostało się do domu. Już po chwili oboje stali przed nią w pełni ubrani i zaopatrzeni w chytre uśmieszki. Dziewczyna zaśmiała się tylko i zaczęła uciekać. Doskonale wiedziała, co za chwilę będzie miało miejsce. Wielka bitwa na śnieżki. Zawsze była tą przegraną stroną, bo działała solo, ale nie przeszkadzało jej to.

- Dobra poddaję się – zawołała padając wyczerpana na śnieg. Po chwili poczuła, że bliźniacy zajęli miejsca po obu jej stronach. Zawsze tak robili.
Niczym wierni stróże. Po jednym z każdej strony, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo bez względu na to, gdzie się znajdowali.
- Znowu wygraliśmy – powiedział Bill uśmiechając się z tryumfem. Dziewczyna tylko pokręciła głową i uniosła się na łokciach spoglądając na nich.
- Dziękuję – szepnęła uśmiechając się delikatnie. Nie pytali za co im dziękowała. Nie musieli.
Chwilę później siedzieli w jasnej kuchni pijąc kakao i opowiadając Simone o stoczonej niedawno bitwie. Kobieta śmiała się słuchając ich opowieści. Serce jej się krajało na myśl, że już niedługo wszystko się zmieni. Nie potrafiła zrozumieć postępowania Jane. Choć znały się od lat nigdy nie miały zbyt dobrego kontaktu. Jane chyba miała jej za złe, że Taylor tyle czasu spędzała w jej domu. Ale co mogła na to poradzić? Miała zabronić im spotykać się, choć byli razem tak szczęśliwi? Jak mogłaby zrobić im coś takiego?
- Jak skończycie pić to ubierzcie choinkę, która od rana czeka na was w salonie – powiedziała z uśmiechem Simone. Jak na komendę wszystkie trzy kubki wylądowały w zlewie a po dzieciach nie było śladu. Mimo zamkniętych drzwi docierały do niej radosne śmiechy i kolędy, które wspólnie śpiewali.
Dzieckiem jest się tylko raz i powinno się wykorzystać ten czas najlepiej, jak się da. Śmiać się, płakać, potykać, wstawać. I dzielić wszystkim z przyjaciółmi. Nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie nam dorosnąć.

5.09.2012

Rozdział 1


Pierwszy dzień szkoły jeszcze nigdy nie wydawał się aż tak ponury. Gdyby nie charaktery bliźniaków wszystko byłoby po staremu. A teraz Tom został przeniesiony do równoległej klasy. Taylor z Billem ubolewali całe wakacje nad tym zarządzeniem dyrektora. Rozbito ich trójce. Ale oni się nie poddawali. Całe wakacje układali w głowach plan wspólnego spędzania czasu. Pozostały im przerwy i wspólne fakultety. Taylor cieszyła się, że chociaż Bill został z nią w klasie.
- Będzie dobrze – powtarzał Tom, gdy szli razem do szkoły na rozpoczęcie. Dziewczyna niezbyt chciała w to wierzyć, ale postanowiła udawać. Uśmiechając się szła ramię w ramię z chłopakami
Chciała im wierzyć, bo jeszcze nigdy jej nie zawiedli, ale czuła, że coś się zmienia.
- No wreszcie będzie spokój na lekcjach – powiedziała pani Klein zamykając dziennik. Spojrzała z satysfakcją na dwójkę przyjaciół, których miny mówiły same za siebie.
Obraz nędzy i rozpaczy.
Doskonale wiedzieli, kto jest odpowiedzialny za przeniesienie Toma i wiedzieli, że nic nie mogli zrobić. Zostali wręcz postawieni przed faktem dokonanym. Nawet Simone, mama bliźniaków nic nie zdziałała. A starała się za dwoje.
Klamka zapadła. Tom powędrował do nowej klasy.
- Nie martw się Taylor, Tom sobie poradzi – szepnął jej do ucha Bill posyłając jej pokrzepiający uśmiech. Odwzajemniła go.
Nawet najsilniejszy charakter można złamać.
Znała bliźniaków od tal i wiedziała, że oni tak łatwo się nie poddają. Są chyba najbardziej upartymi istotami, jakie kiedykolwiek spotkała. Miała nadzieję, że ten upór pomoże im dosięgnąć gwiazd. Życzyła im tego z całego serduszka. Zasługiwali na to, co najlepsze.
Oboje mieli niesamowity talent. Tom dzielnie uczył się gry na gitarze i musiała przyznać, że z każdym dniem stawał się coraz lepszy. Bill natomiast skupiał się na śpiewaniu. Nucił coś o każdej porze dnia i nocy. Starał się pisać sensowne teksty, do których z bratem układał melodię. Taylor natomiast skromnie udzielała się w chórkach. Niepewna swego głosu wolała działać grupowo. Choć nie raz namawiana przez bliźniaków nie uległa. Czuła, że nie dla niej jest kariera muzyczna. To oni byli do tego stworzeni.
Są ludzie, którzy wręcz urodzili się na scenie. Inni uczą się tego przez całe życie.

- Jak po pierwszym dniu? – zagadnęła Simone, gdy chłopcy weszli do salonu.
- Bez sensu mamo. Brakuje nam Toma – odpowiedział Bill siadając na fotelu. Tom bez słowa zajął swoje miejsce na oparciu fotela brata. Simone spojrzała na swoich synów smutnym wzrokiem. Wiedziała, że będą cierpieć z powodu rozłąki, ale nie sądziła, że aż tak.
- A Taylor?
- Ona też tęskni, choć nie mówi tego głośno. Ja widzę smutek w jej oczach – szepnął Bill nie patrząc na brata.

Obiecali sobie, że nic ich nie rozłączy. Dlaczego zmuszono ich do złamania tej obietnicy?
Bez słowa udali się do swoich pokoi. Potrzebowali chwili dla siebie, by poukładać sobie wszystko w głowach. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo a oni nie zamierzali poddawać się bez walki. Dadzą sobie radę. Zawsze dawali.
Taylor siedziała na łóżku tuląc do siebie ukochanego pluszaka. Prezent od nich. Rodziców nie było w domu. Zwykle ten czas do ich powrotu spędzała u bliźniaków, ale chciała im dać chwilę dla siebie. Wiedziała, że im jest jeszcze trudniej. Że cierpią bardziej. Po Billu było to widać, Tom nigdy nie pokazywał swoich słabości. Podziwiała go za to. Ona nie potrafiła ukrywać swoich uczuć. Od razu było widać, co czuje. Jej twarz była niczym otwarta księga. Każdy mógł z niej czytać. Pytanie, jak długo ona zniesie to wszystko. A może już stoi na krawędzi?
Jeden fałszywy ruch i spadasz. Czy ktoś cię złapie?
- Tom? Czy nowa klasa jest w porządku? – zagadnął niepewnie Bill siadając na skraju łóżka brata. Przyglądał mu się badawczo. Próbował odgadnąć uczucia, które nim targały, ale nie potrafił. Dlaczego jego brat nigdy nie pokazywał, co czuje? Dlaczego dusił to w sobie zamiast z nim porozmawiać? Przecież byli jednym. Co raniło Toma godziło także w niego. Dlaczego Tom odsuwał się od niego? Zamykał w własnym świecie.
- Nie Bill, nie jest w porządku. Śmieją się z moich długich włosów i ubrań. Dokuczają – wyszeptał patrząc w okno. Tak bardzo tęsknił za Billem i Taylor. Uwielbiał siedzieć z bratem w ławce, dokuczać nauczycielom i zaczepiać Taylor, która próbowała się pilnie uczyć, co przy nich niezbyt jej wychodziło. Tęsknił za wspólnymi odsiadkami w kozie. Tęsknił, choć to dopiero pierwszy dzień.
Czy czas i tym razem uleczy rany?
- Przykro mi – wyszeptał Bill przytulając brata. Tak bardzo chciałby obiecać, że wszystko się ułoży. Że będzie tak, jak kiedyś. Ale nie mógł. Sam aż za dobrze zdawał sobie sprawę, że teraz nic nie będzie takie, jak kiedyś.
Zmiany są nieodłączną częścią naszego życia.
Przeglądając albumy ze zdjęciami zaśmiewała się do łez. Trafiła właśnie na fotografię z balu przebierańców. Ich pierwszego balu. Tom dumnie wypinał pierś trzymając kowbojski kapelusz, który bez przerwy spadał mu na oczy. Bill trudził się z szatą czarodzieja, która plątała mu się między nogami. Taylor stała między nimi przebrana za księżniczkę. Długa różowa sukienka dawała mocny kontrast na tle kowboja i czarodzieja. Ale oni się tym nie przejmowali. Szczerzyli w uśmiechu białe ząbki pozując do zdjęcia. To wtedy obiecali sobie, że zawsze będą razem. Choć młodzi zdawali sobie sprawę z mocy tej obietnicy i robili wszystko, by jej nie złamać. Teraz jednak zadecydowano za nich.
- Dlaczego nie mogliśmy zostać w przedszkolu? – szepnęła dziewczyna ocierając dłonią samotną łzę. Z trzaskiem zamknęła album i rzuciła go w kąt.
Przeszłość ma to do siebie, że nigdy się nie powtórzy, ale zawsze wraca. Nawet jeśli tego nie chcemy.
- Dlaczego ty zawsze upierasz się przy swoim?!
- Dlaczego ty jesteś wiecznie niezadowolona?!
- Mam dość. Wynoś się stąd!
Takie krzyki zbudziły Taylor w sobotni ranek. Grudzień zapukał w okna raptem kilka dni temu a ona już wiedziała, że te święta będą pod każdym względem najgorsze. Tak pragnęła, by czas przeskoczył przenosząc ją od razu do nowego roku. By mogła zostawić za sobą wszystkie problemy i smutki. Ale to było niemożliwe. Musiała więc podjąć walkę z codziennością. Walkę, w której od początku była na straconej pozycji. Starała się ignorować wrzaski rodziców dobiegające z ich sypialni. Na paluszkach wyszła z pokoju i zbiegła na dół. Wkładając buty i narzucając kurtkę wyszła na dwór. Kierowała swe kroki w stronę domu stojącego dwa numery dalej. Domu bliźniaków.
Zapukała nieśmiało zdając sobie sprawę z wczesnej pory swej wizyty. Drzwi otwarły się jednak niemal natychmiast. Simone spojrzała zaskoczona na przestraszoną Taylor i wpuściła ją do środka.
- Co się stało kochanie? – zagadnęła podając jej kubek gorącej czekolady.
- Rodzice znowu się kłócą. Tata chyba nie spędzi z nami świąt – wyszeptała spuszczając wzrok. W jej oczach zalśniły łzy. Tak bardzo bała się chwili, w której straci ojca.
- Tak mi przykro Taylor – powiedziała Simone przytulając dziewczynę do siebie – wszystko się ułoży. Masz jeszcze nas.
- Dziękuję.
Dwie godziny później do kuchni weszli bliźniacy. Zaskoczył ich widok przyjaciółki siedzącej na kuchennej szafce i gawędzącej z Simone, która gotowała obiad.
- Hej – powiedziała uśmiechając się do nich.
- Co ty tu robisz? – zapytał Tom siadając przy stole.
- Siedzę.
- To widzę.
- Więc po co się pytasz?
Bill zachichotał cicho i usiadł obok przyjaciółki. Weszło mu to już w nawyk. Taylor odkąd pamiętał zawsze siadała na kuchennej szafce. To było jej miejsce bez względu na to, czy znajdowała się u siebie czy u bliźniaków.
- Taylor czy ty też nie możesz doczekać się świąt? Bill strasznie świruje – mruknął Tom wcinając tosty. Dziewczynka momentalnie posmutniała.
- Nie chcę, żeby nadchodziły święta – szepnęła – nie chcę świąt bez taty.
Bill przytulił przyjaciółkę kładąc głowę na jej ramieniu.
- Będzie dobrze – szepnął Tom chwytając jej dłonie – spędzimy te święta razem. To będą twoje najpiękniejsze święta.
- Dziękuję.
Przyjaciele są naszymi aniołami.

Prolog


Noc z 31 sierpnia na 1 września.
Strych.
Świece i wielka, metalowa miska popcornu.
Troje dziesięciolatków siedzących na zakurzonej podłodze. Zdradzających sobie najskrytsze tajemnice. Odkąd się poznali tak właśnie spędzali tę noc.
Wspólnie oczekiwali na dzień swoich urodzin. Na wybicie północy.
Cała trójka urodziła się 01.09.1989 roku w Magdeburskim szpitalu. Poznali się jednak kilka lat później, gdy posłano ich do tego samego przedszkola. Zbieżność urodzin była początkiem ich przyjaźni, która przez wszystkie lata wzmacniała się i wchodziła na nowe poziomy. Ze zwykłej podwórkowej znajomości stała się przyjaźnią na całe życie. Znając się na wylot akceptowali wady i zalety.
Dwoje bliźniaków i ona.
Ta, która nauczyła się czytać w ich sercach. Odkryła piękno ich dusz. Pokazała uroki tego świata.
- Myślicie, że w końcu wam się uda? – zagadnęła dziewczynka zerkając to na jednego to na drugiego.
- Mama mówi, że jeśli bardzo się uprzemy, to tak. A uparci jesteśmy – odpowiedział jej z uśmiechem młodszy bliźniak, Bill.
- Będę trzymać za ciebie kciuki na przesłuchaniu – szepnęła posyłając chłopakowi uśmiech.
- Oboje będziemy – wtrącił się w rozmowę Tom.
Już tylko kilka minut dzieliło ich od wybicia północy. Byli podekscytowani i jednocześnie obawiali się tego, co przyniesie ze sobą ten dzień. Za każdym razem było inaczej. Tylko ich wspólna noc pozostawała niezmienna.

Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy dwa, jeden…
- Sto lat – rozległo się chórem na poddaszu, stłumione po chwili śmiechem przyjaciół. Kolejna wspólnie spędzona chwila wylądowała w kartonie wspomnień. Od lat dokładali do niego przeżyć. Składowali uśmiechy i łzy. Ukrywali tajemnice, żale, smutki.
- Chyba czas iść spać – szepnęła blondynka ziewając szeroko. Chłopcy przytaknęli i razem udali się na dół. Układając się wygodnie w sypialni przyjaciółki, mówiąc cicho „dobranoc” zasnęli. A ich głowy wypełniały urodzinowe marzenia.
Marzenia nie do spełnienia.
Wbrew pozorom nie pragnęli tak wiele. Nie chodziło im o gwiazdki z nieba czy inne cuda. Pragnęli tylko jednego.
By wspólnie iść przez życie.
Bez względu na wszystko.
Czy to było możliwe? Los niezbyt szedł im na rękę. Najpierw rozwód rodziców bliźniaków. Teraz ciągłe kłótnie i awantury w domu Taylor. Mogli liczyć tylko na siebie.
Nie posiadając nic prócz przyjaźni stawiali czoła codzienności na przekór przyszłości na złość przeszłości.

- Taylor zejdź na dół – dobiegł z parteru krzyk jej matki. Delikatnie wygrzebała się z pościeli i kończyn należących do bliźniaków. Starając się ich nie zbudzić wyszła z pokoju i zbiegła na dół.
- Tak?
- Chłopcy jeszcze są?
- Tak, śpią.
- Obudź ich. Musimy jechać do babci.
- Ale mamo, to nasze urodziny.
- Trudno. Babcia jest ważniejsza.
Ze łzami w oczach wróciła do swojego pokoju. Siadając na łóżku delikatnie pogłaskała Toma po włosach. Chłopak po chwili otworzył oczy a widząc łzy w oczach przyjaciółki przytulił ją.
- Wszystko będzie dobrze malutka – szeptał jej do ucha.
Nie będzie, ale nikt nie musi o tym wiedzieć. Ważne, żeby wierzyć w lepsze jutro.
Siedząc na tylnim siedzeniu samochodu spoglądała za okno. Szukała w oddali ukochanych twarzy przyjaciół, którym obiecała niezapomniany dzień. I musiała złamać tą obietnicę. Zawiodła ich po raz pierwszy. Nie mieli do niej żalu, ale ona czuła się podle. Pierwsze urodziny, których nie spędzili razem. Dobrze, że ich nocna tradycja nie uległa zmianie.
Kiedy miała nadzieję, że poranek przyniesie zmiany, nie miała na myśli takich zmian. Chciała lepszego jutra a nie gorszej rzeczywistości.
Każdy zasypia z nadzieją na lepsze jutro, ale gdy się budzi ciągle trwa dzisiaj.
Czasami trzeba pozwolić na zmiany. Czasami trzeba się przed nimi bronić.
Taylor nie miała pojęcia, jak teraz będzie wyglądać jej życie. Choć rodzice nie mówili o tym głośno wiedziała, że w końcu się rozejdą. Tak, jak rodzice bliźniaków. Bała się tej chwili. Nie chciała, by jej rodzina się rozpadała, choć każdego dnia widziała, że to niestety w końcu nadejdzie. Wcześniej czy później. Cieszyła się, że będzie miała do kogo się zwrócić. Że jest ktoś, kto ją zrozumie, wesprze, pomoże. Bill i Tom jeszcze nigdy jej nie zawiedli. Byli jej aniołami stróżami tu na ziemi. Bez względu na wszystko, zawsze stawali po jej stronie. Niezmiennie od lat stawiali czoła światu dorosłych samemu dorastając szybciej, niż ich rówieśnicy.
Życie to nie bajka, ale oni robili wszystko, by ich życie bajką właśnie było. Mając przyjaciółkę za księżniczkę i przyjaciół za dzielnych rycerzy walczyli ze smokiem zwanym potocznie Codziennością.

- Kiedy wrócimy?
- Jutro wieczorem.
- Ale mamo…
- Ani słowa Taylor. Babcia nas potrzebuje.
A ona potrzebuje przyjaciół. Ciepłych słów Billa i kojącego głaskania po włosach Toma. Była ciekawa, czy już zdmuchnęli świeczki ze swojego tortu i pomyśleli życzenie. Czy pojawiła się w nim? A może życzyli sobie wielkiej sławy, o której od dawna marzyli?
Wbrew wszystkim i wszystkiemu chciała wierzyć, że jest ważniejsza od muzyki. Że mając wybór wybraliby ją. Swoją przyjaciółkę.
- Pomyślcie życzenie – powiedziała radośnie Simone, mama bliźniaków.
- Mamo poczekajmy. Jestem pewien, ze Taylor lada moment wróci. Zawsze razem dmuchaliśmy świeczki – powiedział Bill zerkając ze smutkiem na urodzinowy tort.
- Kochanie, Taylor dzisiaj nie wróci. Zostaje u babci na weekend.
- Ale ona obiecała – szepnął Tom spuszczając wzrok.
- To nie jej wina – przytulił brata Bill.
Leżąc w nie swoim łóżku analizowała dzisiejszy dzień. Te urodziny były najgorsze pod każdym względem. Rodzice nie złożyli jej życzeń, była z dala od przyjaciół. Miała ochotę zasnąć i udać, że to wszystko było tylko złym snem. Ale nie mogła udawać, że nic się nie stało. Bo stało się aż za wiele.
Stojąc na krawędzi świadomości podświadomie już spadała w dół.