5.09.2012

Prolog


Noc z 31 sierpnia na 1 września.
Strych.
Świece i wielka, metalowa miska popcornu.
Troje dziesięciolatków siedzących na zakurzonej podłodze. Zdradzających sobie najskrytsze tajemnice. Odkąd się poznali tak właśnie spędzali tę noc.
Wspólnie oczekiwali na dzień swoich urodzin. Na wybicie północy.
Cała trójka urodziła się 01.09.1989 roku w Magdeburskim szpitalu. Poznali się jednak kilka lat później, gdy posłano ich do tego samego przedszkola. Zbieżność urodzin była początkiem ich przyjaźni, która przez wszystkie lata wzmacniała się i wchodziła na nowe poziomy. Ze zwykłej podwórkowej znajomości stała się przyjaźnią na całe życie. Znając się na wylot akceptowali wady i zalety.
Dwoje bliźniaków i ona.
Ta, która nauczyła się czytać w ich sercach. Odkryła piękno ich dusz. Pokazała uroki tego świata.
- Myślicie, że w końcu wam się uda? – zagadnęła dziewczynka zerkając to na jednego to na drugiego.
- Mama mówi, że jeśli bardzo się uprzemy, to tak. A uparci jesteśmy – odpowiedział jej z uśmiechem młodszy bliźniak, Bill.
- Będę trzymać za ciebie kciuki na przesłuchaniu – szepnęła posyłając chłopakowi uśmiech.
- Oboje będziemy – wtrącił się w rozmowę Tom.
Już tylko kilka minut dzieliło ich od wybicia północy. Byli podekscytowani i jednocześnie obawiali się tego, co przyniesie ze sobą ten dzień. Za każdym razem było inaczej. Tylko ich wspólna noc pozostawała niezmienna.

Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy dwa, jeden…
- Sto lat – rozległo się chórem na poddaszu, stłumione po chwili śmiechem przyjaciół. Kolejna wspólnie spędzona chwila wylądowała w kartonie wspomnień. Od lat dokładali do niego przeżyć. Składowali uśmiechy i łzy. Ukrywali tajemnice, żale, smutki.
- Chyba czas iść spać – szepnęła blondynka ziewając szeroko. Chłopcy przytaknęli i razem udali się na dół. Układając się wygodnie w sypialni przyjaciółki, mówiąc cicho „dobranoc” zasnęli. A ich głowy wypełniały urodzinowe marzenia.
Marzenia nie do spełnienia.
Wbrew pozorom nie pragnęli tak wiele. Nie chodziło im o gwiazdki z nieba czy inne cuda. Pragnęli tylko jednego.
By wspólnie iść przez życie.
Bez względu na wszystko.
Czy to było możliwe? Los niezbyt szedł im na rękę. Najpierw rozwód rodziców bliźniaków. Teraz ciągłe kłótnie i awantury w domu Taylor. Mogli liczyć tylko na siebie.
Nie posiadając nic prócz przyjaźni stawiali czoła codzienności na przekór przyszłości na złość przeszłości.

- Taylor zejdź na dół – dobiegł z parteru krzyk jej matki. Delikatnie wygrzebała się z pościeli i kończyn należących do bliźniaków. Starając się ich nie zbudzić wyszła z pokoju i zbiegła na dół.
- Tak?
- Chłopcy jeszcze są?
- Tak, śpią.
- Obudź ich. Musimy jechać do babci.
- Ale mamo, to nasze urodziny.
- Trudno. Babcia jest ważniejsza.
Ze łzami w oczach wróciła do swojego pokoju. Siadając na łóżku delikatnie pogłaskała Toma po włosach. Chłopak po chwili otworzył oczy a widząc łzy w oczach przyjaciółki przytulił ją.
- Wszystko będzie dobrze malutka – szeptał jej do ucha.
Nie będzie, ale nikt nie musi o tym wiedzieć. Ważne, żeby wierzyć w lepsze jutro.
Siedząc na tylnim siedzeniu samochodu spoglądała za okno. Szukała w oddali ukochanych twarzy przyjaciół, którym obiecała niezapomniany dzień. I musiała złamać tą obietnicę. Zawiodła ich po raz pierwszy. Nie mieli do niej żalu, ale ona czuła się podle. Pierwsze urodziny, których nie spędzili razem. Dobrze, że ich nocna tradycja nie uległa zmianie.
Kiedy miała nadzieję, że poranek przyniesie zmiany, nie miała na myśli takich zmian. Chciała lepszego jutra a nie gorszej rzeczywistości.
Każdy zasypia z nadzieją na lepsze jutro, ale gdy się budzi ciągle trwa dzisiaj.
Czasami trzeba pozwolić na zmiany. Czasami trzeba się przed nimi bronić.
Taylor nie miała pojęcia, jak teraz będzie wyglądać jej życie. Choć rodzice nie mówili o tym głośno wiedziała, że w końcu się rozejdą. Tak, jak rodzice bliźniaków. Bała się tej chwili. Nie chciała, by jej rodzina się rozpadała, choć każdego dnia widziała, że to niestety w końcu nadejdzie. Wcześniej czy później. Cieszyła się, że będzie miała do kogo się zwrócić. Że jest ktoś, kto ją zrozumie, wesprze, pomoże. Bill i Tom jeszcze nigdy jej nie zawiedli. Byli jej aniołami stróżami tu na ziemi. Bez względu na wszystko, zawsze stawali po jej stronie. Niezmiennie od lat stawiali czoła światu dorosłych samemu dorastając szybciej, niż ich rówieśnicy.
Życie to nie bajka, ale oni robili wszystko, by ich życie bajką właśnie było. Mając przyjaciółkę za księżniczkę i przyjaciół za dzielnych rycerzy walczyli ze smokiem zwanym potocznie Codziennością.

- Kiedy wrócimy?
- Jutro wieczorem.
- Ale mamo…
- Ani słowa Taylor. Babcia nas potrzebuje.
A ona potrzebuje przyjaciół. Ciepłych słów Billa i kojącego głaskania po włosach Toma. Była ciekawa, czy już zdmuchnęli świeczki ze swojego tortu i pomyśleli życzenie. Czy pojawiła się w nim? A może życzyli sobie wielkiej sławy, o której od dawna marzyli?
Wbrew wszystkim i wszystkiemu chciała wierzyć, że jest ważniejsza od muzyki. Że mając wybór wybraliby ją. Swoją przyjaciółkę.
- Pomyślcie życzenie – powiedziała radośnie Simone, mama bliźniaków.
- Mamo poczekajmy. Jestem pewien, ze Taylor lada moment wróci. Zawsze razem dmuchaliśmy świeczki – powiedział Bill zerkając ze smutkiem na urodzinowy tort.
- Kochanie, Taylor dzisiaj nie wróci. Zostaje u babci na weekend.
- Ale ona obiecała – szepnął Tom spuszczając wzrok.
- To nie jej wina – przytulił brata Bill.
Leżąc w nie swoim łóżku analizowała dzisiejszy dzień. Te urodziny były najgorsze pod każdym względem. Rodzice nie złożyli jej życzeń, była z dala od przyjaciół. Miała ochotę zasnąć i udać, że to wszystko było tylko złym snem. Ale nie mogła udawać, że nic się nie stało. Bo stało się aż za wiele.
Stojąc na krawędzi świadomości podświadomie już spadała w dół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz